Kończy się proces Patrycji M. i Jakuba G. oskarżonych o handel dopalaczami. Oboje prowadzili sklep przy ul. Furmańskiej. Dwie osoby, które zażyły produkty z „Hindupoint”, trafiły do szpitala.
– Związki stwierdzone w próbkach tych substancji dają efekt podobny do marihuany, ale mają o wiele silniejsze działanie – tak o dopalaczach sprzedawanych przy ul. Furmańskiej wypowiedział się w sądzie biegły toksykolog. – W Polsce odnotowano już zgony młodocianych po zażyciu tego rodzaju substancji. Mogę one powodować zaburzenia akcji serca, ciśnienia i układu nerwowego – dodał specjalista.
Sprawą Patrycji M. i Jakuba G. zajmuje się Sąd Rejonowy Lublin – Zachód. Kobieta była ekspedientką w sklepie „Hindupoint” przy ul. Furmańskiej w Lublinie. Jakub G. zajmował się formalnym prowadzeniem i zaopatrywaniem placówki.
Teraz oboje odpowiadają za narażenie zdrowia i życia młodych ludzi. Przynajmniej dwoje nastolatków trafiło do szpitala po tym, jak spróbowali dopalaczy z „Hindupoint”, w tym tzw. „Cząstki Boga”.
– Miałem po tym objawy paniki. Myślałem, że serce mi wyskoczy – relacjonował podczas procesu Piotr G., jeden ze świadków w sprawie. Chłopak zaopatrywał się w dopalacze przy ul. Furmańskiej.
Przynajmniej raz trafił w sklepie na Patrycję M. Miał również poczęstować „Cząstką Boga” poszkodowanego w sprawie nastolatka.
– On wyszedł na ulicę, zaczął się trząść. Potem się przewrócił, a z ust poleciała mu piana – opisywał śledczym Piotr G.
Z zeznań świadków wynika, że choć oficjalnie dopalacze były sprzedawane jako przedmioty kolekcjonerskie, to wszyscy wiedzieli, że to narkotyki. Palili je głównie młodzi ludzie. W szkole dowiadywali się, co i gdzie mogą kupić.
Hindupoint kilka razy był zamykany przez sanepid. Po kontrolach Jakub G. zmieniał nazwę spółki prowadzącej sklep i wznawiał działalność. W międzyczasie, jak wynika z akt sprawy, do sklepu dowożono nowy towar na miejsce tego zarekwirowanego przez sanepid. Placówkę kontrolowała też policja.
– Poszłam do sklepu po dopalacze dla znajomej. Sama nie brałam, bo byłam w ciąży. Ekspedientka powiedziała, że mi nie sprzeda, bo produkty zostały wycofane. Po wyjściu zostałam spisana przez policjantów – relacjonowała w śledztwie 23-letnia Dominika T. z Lublina. W poniedziałek, na sali sądowej, zasłaniała się niepamięcią.
Proces Patrycji M. i Jakuba G. jest już na finiszu. Do przesłuchania pozostał tylko jeden świadek. Nie można jednak ustalić jego miejsca zamieszkania. Prawdopodobnie wyjechał do Wielkiej Brytanii. Jeśli policjantom nie uda się go namierzyć, to 12 maja można się spodziewać zakończenia postępowania.
To już drugi proces handlarzy z ul. Furmańskiej. W pierwszym sąd podzielił argumenty ich obrońcy i umorzył sprawę. Sędzia Artur Jakubanis uznał, że handel tzw. dopalaczami nie jest przestępstwem. Na opakowaniach widniało bowiem ostrzeżenie, że substancje te nie nadają się do spożycia. Po zaskarżeniu wyroku przez prokuraturę sprawa wróciła na wokandę. Oskarżonym grozi do 8 lat pozbawienia wolności.