Rok bezwzględnego więzienia. To kara dla młodych małżonków, którzy przynieśli na lubelski Marsz Równości śmiertelnie groźne ładunki wybuchowe. Oboje dobrowolnie poddali się karze.
21-letniej Karolinie S. i 27-letniemu Arkadiuszowi S. groziło nawet do 8 lat pozbawienia wolności. Małżonkowie postanowili jednak przyznać się do winy. Dzięki temu mogli uzgodnić z prokuratorem łagodniejszą karę. W czwartek zasiedli na ławie oskarżonych Sądu Rejonowego Lublin-Zachód. Zostali skazani na rok pozbawienia wolności. Na uprawomocnienie się wyroku poczekają na wolności. Sąd zgodził się bowiem na zwolnienie ich z aresztu, w którym spędzili pięć miesięcy.
Karolina i Arkadiusz S. nie byli dotychczas karani. Mężczyzna pracował jako instalator. Jego żona starała się o odzyskanie dwojga swoich dzieci z poprzedniego związku, które trafiły do rodziny zastępczej. Małżonkowie to kibice piłkarscy. Oboje regularnie chodzą na mecze. Są przeciwni hasłom, jakie głoszą uczestnicy Marszu Równości.
– Noszę krzyż celtycki. Dla mnie ważne są wartości rodzinne. Chłopak i dziewczyna. Mam normalną rodzinę – wyjaśniał podczas śledztwa Arkadiusz S.
We wrześniu ubiegłego roku razem z żoną wziął udział w kontrmanifestacji, która miała zablokować lubelski Marsz Równości. Wcześniej przygotował domowej roboty ładunki wybuchowe. Były to duże pojemniki z gazem do zapalniczek. Przymocował do nich petardy, które miały doprowadzić do eksplozji.
– Mój mąż lubi petardy. Nazywam go pirotechnikiem – przyznała śledczym Karolina S.
W dniu marszu mężczyzna schował do plecaka pojemniki z gazem i jedną z petard, które miał ze sobą. Plecak wręczył żonie.
– Nie wiedziałam, co tam wsadził. Mówił, że tam są tylko ubrania – przekonywała śledczych Karolina S.
Oboje poszli na Krakowskie Przedmieście, gdzie zbierali się przeciwnicy marszu. Tuż przed rozpoczęciem manifestacji zostali zatrzymani przez policjantów.
– Wyjąłem tylko jedną petardę z plecaka i zostałem zatrzymany – wyjaśniał później Arkadiusz S. – Te petardy wziąłem z głupoty. Nie chciałem ich rzucać w policjantów. Oni też są przeciwni takim marszom. Byłem pod wpływem alkoholu.
Z opinii biegłego wynika, że detonacja domowej roboty ładunków w tłumie mogła doprowadzić do ofiar śmiertelnych. Tragedii udało się uniknąć dzięki czujności policjantów. Małżonkowie trafili do aresztu. Później postawiono im zarzuty dotyczące udziału w nielegalnym zbiegowisku oraz nielegalnego wytwarzania i posiadanie urządzeń wybuchowych. Podczas śledztwa 27-latek przyznał się do winy. Zapewniał, że Karolina S. nie wiedziała o ładunkach wybuchowych.
– Wina jest po mojej stronie. Żona nie miała z tym nic wspólnego – powtórzył na sali sądowej.
Karolina S. początkowo zaprzeczała wszelkim zarzutom. Przed sądem jednak przyznała się do winy. Wyrok nie jest prawomocny.
Małżonkowie z Lublina to nie jedyne osoby, które usłyszały zarzuty po ubiegłorocznym Marszu Równości. W styczniu do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko siedmiu osobom, które rzucały butelkami i kamieniami w uczestników marszu. Oskarżeni starali się doprowadzić do konfrontacji z uczestnikami manifestacji. Maszerujących ochraniał jednak szczelny kordon policji. W rejonie ul. Lipowej doszło do starć z mundurowymi. Oskarżeni mają od 47 do 19 lat. Grozi im do 3 lat pozbawienia wolności.