Andrzej Czernicki pochodzi z Kijowa. Bezpieczne schronienie przed wojną jego rodzina znalazła w Lublinie. Na przygotowanie do polskiej matury nastolatek miał niespełna miesiąc. Dał radę? Jest przekonany, że tak, bo swoją przyszłość wiąże z Polską.
Na pewno początek kwietnia. Jaka to była data, tego Andrzej dokładnie nie pamięta. Wszystko działo się bardzo szybko.
– Wszyscy bali się, że wybuchnie wojna. Był taki plan, że jeśli będzie działo się coś złego to polecę z kolegą do Hiszpanii. Nic z tego nie wyszło, bo bardzo szybko zamknięto niebo i nie było lotów, ale wiedzieliśmy, że mama ma plan ucieczki do Lublina – opowiada chłopak.
Dlaczego Lublin? To rodzinne miasto jego taty, który 30 lat temu wyjechał z Polski i osiadł na Ukrainie. Tam założył rodzinę.
– Za tatą rozmawiam w domu po polsku, a z mama po ukraińsku i rosyjsku – opowiada Andrzej. Mówi płynnie. Obcego akcentu nie słychać. – Pamiętam, że to był czwartek. Położyłem się koło 1 w nocy, a już o 5 rano mama obudziła mnie i kazała szybko się zbierać. Nerwowe bieganie, pakowanie w ekspresowym tempie. Tata został w Ukrainie, a my już o godz. 5.30 wyjechaliśmy z mamą i młodszym bratem. Jechaliśmy prawie 24 godziny. W Lublinie byliśmy drugiego dnia o 6 rano.
W ostatnich chwili
Dla rodziny oczywiste było, że synowie muszą się uczyć. Wojna nie jest usprawiedliwieniem na obijanie się. Młodszy trafił do siódmej klasy jednej z lubelskich podstawówek. Starszy chciał do „Staszica”, bo tą szkołę kończył jego tata.
– Tak naprawdę to miałem chodzić do liceum jako wolny słuchacz, ale kiedy przyszedłem do pana dyrektora i porozmawialiśmy to uznano, że mogę trafić do ostatniej klasy i zrobić maturę – opowiada Andrzej.
– Czasu było bardzo mało, bo uczeń trafił do nas dosłownie na chwilę przed ostatnim dniem składania deklaracji o przystąpieniu do egzaminu. Na szczęście się udało. Wszystko dzięki pomocy wielu osób, które nam w tej sprawie sprzyjały – nie ukrywa Stanisław Stoń, dyrektor I LO im. Stanisława Staszica w Lublinie.
Jak Andrzejowi poszedł egzamin? Najtrudniejszy był język polski, bo nie zna przecież polskich lektur. Na zmierzenie się z „Panem Tadeuszem” nie zdecydował się. Wybrał drugi temat wypracowania. Pisał o tym, kiedy relacja z drugim człowiekiem staje się źródłem szczęścia.
Matura polska a ukraińska
– Jestem pewny, że poszło mi bardzo dobrze – nie ukrywa Andrzej. – U nas egzamin pisze się w 11. klasie i jest znacznie trudniejszy niż polska matura. Np. z języka ukraińskiego wymaganych jest bardzo dużo zasad ortograficznych. W Polsce najważniejsze jest czytanie ze zrozumieniem i wypracowanie. To łatwiejsze i ciekawsze.
Inna jest też matura z matematyki. W 11. klasie w Ukrainie uczniowie uczą się już matematyki wyższej, ale nie omawiają wcześniej tak szczegółowo jak u nas np. zadań na prawdopodobieństwo, których na egzaminie jest sporo.
– Miałem to szczęście, że trafiłem do „Staszica”. Tu bardzo dobrze uczą, więc zdążyłem się przygotować. Jestem bardzo wdzięczny nauczycielom z matematyki, fizyki, polskiego i angielskiego oraz panu dyrektorowi, bo przez ten miesiąc nauki zrobili dla mnie bardzo dużo – podkreśla chłopak. – Teraz czeka mnie pisemny z angielskiego i rozszerzenia z matematyki i fizyki.