Nie mam recepty na długowieczność – powiedziała Julianna Gziut, jedna z najstarszych lublinianek. W towarzystwie rodziny i w blasku telewizyjnych kamer, świętowała swoje 106. urodziny.
W piątek w domu młodszej córki pani Julianny na Węglinie zebrała się prawie cała rodzina. Były między innymi jej dzieci, wnuki i prawnuki. Staruszka trochę onieśmielona wyszła do zgromadzonych gości.
– Byłam jedną z ośmiorga rodzeństwa. Tatuś bardzo o nas dbał, choć czasy były ciężkie. Pamiętam nawet I wojnę światową. Bardzo się wtedy bałam – wspominała swoje dziecinne lata, spędzone w Białowodzie, niewielkiej wsi koło Borzechowa.
W Lublinie pani Julianna mieszka od 1946 roku, gdy wyszła za mąż za Leona Gziuta. Pracował jako nauczyciel i zarabiał na utrzymanie domu. Julianna i Leon Gziut doczekali się dwóch córek i syna. Młodsza z córek, pani Teresa, jest lekarzem. – Rodzice strasznie nas zachęcali do nauki. W ogóle wykształcenie było czymś ważnym i w domu dziadków, i w naszym – mówi.
Główną pomysłodawczynią hucznego przyjęcia urodzinowego była Ewa Dados, pełnomocnik prezydenta miasta ds. seniorów. – Niech otacza Panią dobroć i miłość. Życzę dużo zdrowia, nieustającej pogody ducha i bliskości kochających ludzi – napisał Krzysztof Żuk w liście do pani Julianny.
Były też: tort, kwiaty i huczne „dwieście lat” odśpiewane w imieniu mieszkańców Lublina. W prezencie pani Julianna dostała… miód pitny.
– Urodziny to dla mnie ważny dzień, dlatego trochę się zestresowałam. Dziękuję za życzenia i za te prezenty. Cieszę się zwłaszcza z kwiatów, od zawsze je uwielbiam – przyznała.
Życzenia pani Juliannie złożyli też pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.
A jaką osobą jest na co dzień jedna z najstarszych lublinianek? – Przede wszystkim bardzo ciepłą. Mama kocha dzieci, z wielką troską opiekowała się wnukami. Przez długi czas była bardzo aktywną osobą, ale kilka lat temu przeszła zawał serca. Wtedy jej stan zdrowia się pogorszył – mówi Maria Zdanowska, córka 106-latki.