Rodzice dzieci ze szkoły przy ul. Bursztynowej mają dosyć rządów dyrektorki-katechetki. – Kompletnie nie liczy się z naszym zdaniem i traktuje szkołę jak swoją własność – mówią. Sprawą zajmie się kuratorium.
System nie podoba się rodzicom. – Kilka tygodni temu jeden z chłopców zepchnął dziewczynkę ze schodów. Trafiła do szpitala. Uczeń dostał 40 punktów ujemnych – opowiada ojciec jednego z uczniów (podobnie jak inni rodzice boi się podać swoje nazwisko). – Dzień później chłopiec przyniósł 40 kilogramów makulatury, za co dostał 40 punktów dodatnich. A skandaliczne zachowanie uszło mu płazem.
– Na koniec roku też zbieraliśmy makulaturę – dodaje matka jednego z absolwentów szkoły. – Bo nasze dzieci ubiegały się o przyjęcie do jak najlepszego gimnazjum. Do tego potrzebne były wzorowe oceny z zachowania. Warunek ich otrzymania to duża ilość punktów.
Dyrektorka szkoły broni swojego pomysłu. – Przecież trzeba jakoś oceniać uczniów – mówi Marianna Olszańska. – Inne szkoły mają swoje metody. A my mamy taką.
– Ten system jest zły i trzeba go zmienić – tłumaczy jeden z członków Rady Rodziców (nazwisko do wiadomości redakcji). – Tymczasem pani dyrektor kompletnie nie liczy się z naszym zdaniem i robi, co chce. Traktuje szkołę jak swoją własność.
Rodzice, z którymi wczoraj rozmawialiśmy, jednym tchem wymieniają zarzuty do rządów dyrektorki. – W szkole jest niebezpiecznie, nie bardzo wiemy też co dzieje się z pieniędzmi z komitetu rodzicielskiego. Lista uwag jest długa.
– Skoro rodzice mają tyle wątpliwości, to dlaczego nie przyjdą z problemami do mnie? – zastanawia się Olszańska.
• Bo twierdzą, że pani nie chce ich słuchać.
– To nieprawda – odpowiada dyrektorka. – Jeszcze nie było sytuacji, żebym nie wysłuchała któregoś z rodziców.
Sprawą zajmie się kuratorium. – 5 grudnia zaczniemy w szkolę kontrolę – tłumaczy Jolanta Kasprzak, rzecznik Kuratorium Oświaty w Lublinie. – Nasi wizytatorzy zwrócą szczególną uwagę na wszystkie zarzuty stawiane przez rodziców.