Przy alejce nad Zalewem Zemborzyckim stoi zakaz wjazdu rowerów. Rowerzyści go lekceważą. Straż Miejska ich nie ściga. Po interwencji Dziennika Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji poszuka sensowniejszego rozwiązania.
Zakazu mało kto przestrzega, bo i nic nie grozi za jego złamanie. W poniedziałek po południu okolice drogi patrolowali policjanci i Straż Miejska. Upomnieli mężczyznę, który zaparkował nieprawidłowo samochód. Ale na tłumy rowerzystów łamiących zakaz nawet nie spojrzeli.
- Na prośbę MOSiR pilnujemy, żeby kierowcy nie łamali zakazu wjazdu. Ale nikt nie zwracał się o przypilnowanie zakazu dla rowerzystów. Możemy działać tylko na wniosek właściciela terenu - tłumaczy Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej. - To miejsce wypoczynkowe, więc porozmawiamy z MOSiR o zasadności zakazu.
MOSiR tłumaczy, że na alejce kilka razy rowerzyści poturbowali starszych ludzi i dzieci. - Były prośby, żeby z drogi zrobić trakt wyłącznie dla pieszych. Chcemy mieć porządek, więc tak postąpiliśmy - mówi Marian Drabko, szef MOSiR.
Ale dlaczego ośrodek postawił tablice? Przecież lepiej np. podzielić aleję na pas dla rowerzystów i pas dla pieszych.
- Sądzi pan, że ten podział byłby przestrzegany? Przecież wiele osób przechodzi przez ulice na czerwonym świetle - powątpiewa Drabko. - Może to dobry pomysł, ja się nie upieram. Zlecę swoim ludziom, żeby sprawdzili czy zakaz jest przestrzegany i zastanowili się nad innym rozwiązaniem.
To nie pierwszy pomysł na ograniczenie ruchu rowerzystów. W ubiegłym roku radni z Komisji Sportu zaproponowali postawienie zakazu wjazdu rowerów na deptak w Lublinie. Argumentem było bezpieczeństwo pieszych. Na razie jednoślady bez przeszkód jeżdżą po promenadzie.