Rozpoczął się proces mężczyzny, oskarżonego o wyjątkowo brutalne skatowanie swojego psa. Jerzy B. okładał czworonoga łopatą, a następnie zakopał go żywcem - ustalili śledczy. Mimo szybkiej interwencji świadków, psa nie udało się uratować.
Jerzy B. odpowiada za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Grozi mu za to do 5 lat więzienia. Mężczyzna postanowił jednak dobrowolnie poddać się karze, którą uzgodnił ze śledczymi. Podczas piątkowej rozprawy w Sądzie Rejonowym Lublin - Wschód w Świdniku, prokurator zaproponował skazanie Jerzego B. na rok więzienia oraz trzyletni zakaz posiadania zwierząt. Mężczyzna miałby również wpłacić 1 tys. zł na rzecz organizacji prozwierzęcej.
- Nie zgodziliśmy się na taki wyrok. Byłaby to skandalicznie niska kara za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem - mówi Marta Włosek, prezes Fundacji Ex Lege, która występuje w sprawie jako oskarżyciel posiłkowy.
Proces dotyczy wydarzeń z października ubiegłego roku w Lublinie. Pracownica PKP przechodziła pod wiaduktem przy ul. Grygowej. Usłyszała skomlenie zwierzęcia. Zauważyła pysk psa, wystający spod ziemi. Wezwała kolegów i służby ratunkowe. Po wykopaniu psa okazało się, że to niewielki mieszaniec. Ktoś mocno go pobił, a następnie zakopał żywcem. Pies trafił pod opiekę lekarzy weterynarii. Mimo wielu starań jego stan nie poprawiał się. Lekarze zdecydowali więc o eutanazji.
Sprawę nagłośniła Fundacja Ex Lege. Dzięki temu szybko udało się ustalić, że skatowany pies to Śliniak, należący do 33-letniego Jerzego B. z Lublina. Mężczyzna dowiedział się z mediów o odnalezieniu czworonoga. Sam zgłosił się na policję. Początkowo tłumaczył, że pies uciekł mu dzień wcześniej. Tej wersji wydarzeń przeczyły jednak relacje świadków oraz nagrania z kamer monitoringu. Udało się je zdobyć dzięki wolontariuszom z Ex Lege. Prokuratura ustaliła później, że feralnego dnia Jerzy B. zabrał Śliniaka na spacer. Do domu wrócił jednak sam. Psa pobił łopatą i zakopał pod wiaduktem. Mężczyzna tłumaczył swoje zachowanie alkoholem.
Podczas piątkowej rozprawy przesłuchano m. in. kobietę która odnalazła Śliniaka. Nie mogła powstrzymać łez gdy opowiadała, jak pies próbował wydostać się na powierzchnię i stanąć na własnych nogach. Lekarz weterynarii, który zajmował się czworonogiem zeznał, że przez kilkanaście lat swojej pracy nie spotkał się z takim „bestialstwem”.
Jerzy B. został zatrzymany po tym, jak zgłosił się na policję. Później trafił do aresztu.
W piątek sąd zdecydował jednak, że 33-latek może czekać na wyrok na wolności. Sprawa wróci na wokandę w maju.