Pijak, którego policja zgarnie z ulicy ma dwie możliwości. - Jeśli zagraża swojemu zdrowiu i życiu, wówczas albo wzywamy karetkę, albo sami wieziemy go do szpitala - mówi Agnieszka Kwiatkowska z Komendy Miejskiej Policji. - Jeśli lekarz uzna, że taka osoba może przebywać w naszych pomieszczeniach, wtedy zatrzymujemy ją na 24 godziny aż wytrzeźwieje Na Północną trafiają też ci, którzy po alkoholu stają się zbyt agresywni.
Tyle teoria. - Każdego dnia mamy czterech, sześciu takich pacjentów. Ilu rzeczywiście wymaga hospitalizacji? Najwyżej co dziesiąty - mówi Leszek Stawiarz, ordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego przy al. Kraśnickiej. Bardzo często jedynym powodem przewiezienia pijaka do szpitala jest... rozbite czoło. - Mamy z nimi wielkie problemy. Są agresywni, biją personel, kradną sprzęt, śmierdzą na cały oddział - wylicza Stawiarz. - Albo wzywamy ochronę, albo sięgamy po przymus farmakologiczny czyli podajemy relanium.
Problemów nie było, gdy działała tzw. wytrzeźwiałka przy ul. Kawiej. Był tam lekarz, który badał zawianych delikwentów, były też pasy, którymi można było przypiąć do łóżka agresywnych. Ale pięć lat temu władze Lublina zamknęły izbę. Powód? Była nieopłacalna - ściągalność opłat za nocleg wahała się w graniach 4 proc. I policjanci i medycy przeklinają dziś tamtą decyzję.
Nowej izby wytrzeźwień już nie będzie. - Powrót do tego rozwiązania nie jest najlepszym pomysłem - mówi Paweł Fijałkowski, zastępca prezydenta miasta. - Ale możemy wspólnie z policją stworzyć izbę zatrzymań, gdzie trafialiby tacy ludzie. Możemy wyłożyć pieniądze na wyposażenie pomieszczeń. Moglibyśmy nawet postarać się o samochód do przewożenia osób nietrzeźwych, którego wnętrze można by łatwo umyć.
W poniedziałek Fijałkowski ma rozmawiać w tej sprawie z komendantem miejskim policji. - Stanowisko komendanta jest takie, że izba jest potrzebna. Więcej będziemy mogli powiedzieć po tym spotkaniu - mówi Kwiatkowska. Nieoficjalnie wiadomo, że policja ma wątpliwości: dlaczego to ona ma prowadzić tę placówkę i co stanie się, jeśli jej podopieczny będzie wymagał na miejscu pomocy lekarskiej. - W razie potrzeby możemy nawet opłacić lekarzy - deklaruje Fijałkowski.