Pistolet maszynowy, kilka strzelb i rewolwerów - taki arsenał miał lubelski chirurg Jacek J. Rewizję w jego domu policjanci zrobili po tym, jak po pijanemu wygrażał na ulicy załadowanym pistoletem.
Ledwo trzymający się na nogach doktor wsiadł w czwartek do swego jeepa i ruszył przez centrum Lublina. Momentami jechał całą szerokością jezdni. Około 16.30 przejeżdżał ulicą Podzamcze. Wtedy po policję zadzwonił pasażer volkswagena, który jechał za jeepem. Zanim dojechały radiowozy, auto pijanego zatrzymało się przy skrzyżowaniu z ul. Ruską.
Był to gotowy do strzału mały hiszpański pistolet Minerve z załadowanym magazynkiem. Na szczęście mężczyzna wytrącił broń z ręki pijanego kierowcy. W tym czasie podjechały radiowozy. Kierowca przywitał policjantów okrzykami, że ma znajomości i może ich pozwalniać. Powoływał się na brata adwokata.
Agresywny kierowca to 48-letni Jacek J., pochodzący ze znanej lekarsko- prawniczej rodziny, chirurg z Kliniki Chirurgii i Transplantologii PSK 4 w Lublinie. Był pijany. Badanie pokazało, że ma 2,7 promila alkoholu. Pozwolenia na pistolet nie posiadał, dlatego policjanci postanowili przeszukać jego mieszkanie w centrum Lublina. Znaleźli osiem sztuk nielegalnie posiadanej broni: m.in. niemiecką dubeltówkę Merke, karabinek Flobert, niemiecki pistolet maszynowy MP z drugiej wojny światowej, rewolwer Buldog.
- Nawet specjalnie tego nie chował - mówią policjanci, którzy przeszukiwali mieszkanie doktora.
Legalnie doktor miał tylko strzelbę myśliwską i broń gazową. Policja postawiła mu zarzut stworzenia zagrożenia poprzez wymachiwanie nabitym pistoletem. Odpowie też za jazdę po pijanemu. Jeep został zabezpieczony na poczet przyszłej grzywny.
Po wczorajszym przesłuchaniu chirurg wrócił do Policyjnej Izby Zatrzymań. Dziś ma go przesłuchać prokurator. Policja będzie się domagała aresztowania doktora.
O militarnych zainteresowaniach doktora nie wiedzieli nawet jego znajomi. Jacek J. uchodził tylko za poszukiwacza staroci. Jeździł po lasach z wykrywaczem metalu. •