O pobicie prokurator oskarżył dwóch policjantów z lubelskiej komendy. - Dostałem pałką, pięścią, tarczą. Grozili mi śmiercią - opowiada Wojtek Pogorzelski, 25-letni działacz i kibic Motoru.
Z jego relacji wynika, że policjanci zaciągnęli go na stację CPN, gdzie czekały radiowozy. Pobili ponownie, a potem wepchnęli do samochodu. - Dopiero tam zażądali dokumentów. Ale za każdym razem, gdy sięgałem do kieszeni, dostawałem pałką. Koszmar. Straszyli, że mnie zabiją, jeśli komuś o tym opowiem - mówi Pogorzelski.
Razem z innymi zatrzymanymi trafił do komendy przy ul. Północnej. - Tam było jakieś 50-60 osób. Kazali nam położyć się na podłodze. Niektórzy chodzili między nami nadeptując na nogi, dłonie.
Po wstępnym badaniu, które przeprowadził lekarz Aresztu Śledczego, Wojtek trafił do szpitala. Miał dwa pęknięte żebra, lekarze podejrzewali uszkodzenie śledziony. Do domu wyszedł po dziewięciu dniach, przez cztery miesiące był na zwolnieniu. W międzyczasie złożył doniesienie do prokuratury.
- Trochę się bałem. W końcu grozili mi śmiercią... Ale pomyślałem sobie, że mnie udało się przeżyć, ale ktoś inny może już nie mieć takiego szczęścia.
Ciężkie pobicie to nie jedyne zarzuty wobec funkcjonariuszy. - Sebastian C. podeptał telefon zatrzymanego, a Robert G. sfałszował protokół z zatrzymania. Wpisał, że pouczył Pogorzelskiego o prawie do adwokata, powiadomieniu rodziny i możliwości złożenia zażalenia - mówi Andrzej Lepieszko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Gdy sprawą pobicia zainteresowała się prokuratura, funkcjonariusze zostali zawieszeni w pełnieniu swoich obowiązków. Po miesiącu wrócili do służby. - Domniemanie niewinności dotyczy każdego człowieka. Dlatego z podjęciem jakichkolwiek kroków w ich sprawie czekamy do czasu prawomocnego wyroku - mówi Agnieszka Pawlak-Kwiatkowska z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
Policjanci nie przyznają się do winy. Grozi im do pięciu lat więzienia.