Karetka była na innym zdarzeniu, więc dyspozytorka poprosiła o pomoc strażaków. I to oni – w pełnej gotowości do gaszenia pożaru – pojechali ratować mężczyznę, który zasłabł u fryzjera.
Tyle, że karetki, która na co dzień jest w Bychawie, akurat nie było – wyjechała do innego zdarzenia. A przejazd z Lublina zajmuje karetce około 11 minut. Tu liczyła się każda chwila. Czekanie na pogotowie z Lublina mogłoby skończyć się tragicznie.
– Dyspozytorka pogotowia natychmiast skontaktowała się z dyspozytorem straży pożarnej – relacjonuje mł. bryg. Michał Badach z Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie. – Spytała, czy nie może wysłać na miejsce wozu strażackiego. Oczywiście natychmiast wysłał.
– Strażacy podjęli akcję reanimacyjną. Przywrócili funkcje życiowe – mówi Badach. Chwilę później przyjechała karetka z Lublina, wezwana od razu po zgłoszeniu przez dyspozytorkę. Pogotowie zabrało mężczyznę do szpitala.
65-latek przeżył noc. Niestety zmarł dziś rano. Zawał był tak rozległy, że nawet błyskawiczna reakcja strażaków nie pomogła.
Strażacy chwalą dyspozytorkę pogotowia: – Trzeba podkreślić jej bardzo przytomne zachowanie, która w takiej sytuacji, gdzie liczyła się każda chwila, podjęła bardzo słuszną decyzję i poprosiła o pomoc strażaków – podkreśla Badach.
A pogotowie – dyspozytorkę i strażaków: – Straż pożarna jest instytucją stale współpracującą z systemem ratownictwa medycznego. Strażacy też są ratownikami, przechodzą szkolenia – mówi Zdzisław Kulesza, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie. – Wezwanie strażaków w takiej sytuacji to był strzał w "10”.