- Rzecznik Praw Obywatelskich musi w państwie funkcjonować, ponieważ chroni wolności i prawa właśnie tego suwerena, który kiedyś zaufał określonym politykom i udzielił im mandatu - mówi dr hab. Sławomir Patyra, prof. UMCS, kandydat na Rzecznika Praw Obywatelskich.
- W ubiegłym tygodniu został pan zgłoszony przez Koalicję Obywatelską i Polskie Stronnictwo Ludowe jako kandydat na Rzecznika Praw Obywatelskich. Zastanawiał się pan nad odrzuceniem tej propozycji, czy była ona tą z gatunku tych nie do odrzucenia?
- Kieruję się zasadą, że nie ma propozycji nie do odrzucenia. Każdy ma wybór i bierze za niego odpowiedzialność. Nie będę ukrywał, że kiedy ta propozycja padła po raz pierwszy, nie przyjąłem jej od razu, ponieważ prowadzę dość intensywny tryb życia zawodowego. Z tego powodu bardzo cenię sobie życie rodzinne, które chcę godzić ze swoimi obowiązkami. Zdaję sobie sprawę z tego, że oficjalne zgłoszenie mojej kandydatury na tak ważny urząd pociąga dla mnie pewne dodatkowe obciążenia, które zresztą już odczuwam. Nie była to więc decyzja podjęta ad hoc. Przedyskutowałem ją z moimi bliskimi i przyjaciółmi i ostatecznie zdecydowałem, że wezmę udział w tej procedurze.
- Jak ta decyzja została przyjęta przez najbliższych współpracowników, ludzi, z którymi pracuje pan na uczelni?
- Od momentu, w którym informacja o mojej kandydaturze pojawiła się jeszcze jako pewna hipoteza, dostałem bardzo dużo głosów poparcia i ciepłych życzeń ze strony moich koleżanek i kolegów z uczelni, ale i spoza niej, także ze środowiska konstytucjonalistów. To bardzo miłe. Mogę powiedzieć, że nie spotkałem się dotąd, ze strony osób, które poważam i z których zdaniem się liczę, z jakimikolwiek negatywnymi reakcjami na moją decyzję.
- Jaki ma pan pomysł na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich?
- Jestem w o tyle dobrej sytuacji, że ten pomysł jest konsekwencją dotychczasowych standardów funkcjonowania RPO w Polsce. W mojej ocenie jest to urząd, którego dotychczasowi piastuni do tej pory sprawdzili się w stu procentach. Począwszy od pani profesor Ewy Łętowskiej, aż po aktualnego jeszcze Rzecznika Praw Obywatelskich, profesora Adama Bodnara. Nie mam żadnych wątpliwości, że zadaniem rzecznika dzisiaj jest bycie szczególnie wyczulonym na przypadki łamania wolności i praw człowieka o charakterze systemowym, sygnalizowanie wynikających z tego tytułu zagrożeń i udzielanie pomocy w sprawach indywidualnych, których jest dużo w wielu obszarach. To przede wszystkim kwestie dotyczące praworządności, ale z drugiej mamy sytuację pandemiczną, która wywołuje także bardzo daleko idące reperkusje, jeśli chodzi o standardy życia w państwie, zwłaszcza w sferze socjalnej. Gdybym został wybrany na to stanowisko, z pewnością starałbym się być aktywnym obrońcą praw i wolności człowieka we wszystkich tych zakresach, bo Konstytucja nie dokonuje gradacji ważniejszych i mniej ważnych praw. Zadaniem RPO i całego zespołu jego współpracowników jest to, aby nie pomijać tych najbardziej aktualnych potrzeb.
- Zgłaszający pańską kandydaturę politycy KO i PSL podkreślali pana apolityczność. Dlaczego w przypadku RPO jest to szczególnie ważne?
- Dlatego, że z natury tego urzędu Rzecznik Praw Obywatelskich konfrontuje się z instytucjami politycznymi państwa. Skoro stojąc w pierwszym szeregu instytucji, która ma na celu gwarantowanie wolności i praw człowieka wchodzi w spór z instytucjami władzy politycznej, która niezależnie od afiliacji partyjnej dąży do realizacji celów różnymi metodami, rzecznikiem nie może być ktoś jednoznacznie identyfikujący się z określoną partią. Wtedy zawsze u obywateli rodzić się będzie poczucie, że być może nie otrzymają tej pomocy, gdy dojdzie do konfrontacji z władzą, z którą związany jest ów rzecznik.
- Prawo i Sprawiedliwość zgłosiło kandydaturę posła Bartłomieja Wróblewskiego. Jego wybór oznaczałby upolitycznienie urzędu RPO?
- Z oczywistych względów, przede wszystkim z uwagi na kulturę dyskursu w przestrzeni publicznej, nie chciałbym się na ten temat wypowiadać. Decyzja w tym względzie należy do obu izb parlamentu i mam nadzieję, że przedstawiciele suwerena wezmą pod uwagę wszystkie okoliczności, które wiążą się z funkcjonowaniem urzędu RPO w państwie demokratycznym.
- Patrząc na dotychczasowe próby wyboru Rzecznika Praw Obywatelskich, trudno spodziewać się, aby będąc kandydatem zgłoszonym przez opozycję, uzyskał pan poparcie Sejmu…
- W swojej działalności zawodowej i wystąpieniach publicznych staram się unikać spekulacji politycznych. Nie chcę wypowiadać się w sprawie szans. Ale jeśli mielibyśmy spojrzeć na konfigurację całej procedury związanej z wyborem RPO, musi w tym zakresie dojść do porozumienia między obiema izbami. Dziś mamy do czynienia z sytuacją, w której w Sejmie funkcjonuje odrębna z politycznego punktu widzenia większość, niż w Senacie. W takiej sytuacji – uwzględniając złożoność procedury wyboru Rzecznika – niezbędny jest kompromis ponad politycznymi podziałami, dla dobra państwa i obywateli. Chodzi o doprowadzenie do sytuacji, w której przy spełnieniu trzech fundamentalnych przesłanek, jak merytoryczność, niezależność i wrażliwość społeczna, dokonać wyboru w taki sposób, aby się porozumieć. To jest odpowiedzialność, która spada na barki parlamentarzystów wszystkich formacji zasiadających w parlamencie. Muszą mieć świadomość, że z punktu widzenia suwerena Rzecznik Praw Obywatelskich musi w państwie funkcjonować, ponieważ chroni wolności i prawa właśnie tego suwerena, który kiedyś zaufał określonym politykom i udzielił im mandatu. Niezależnie od wyniku procedury, w której uczestniczę, polegam na tym poczuciu odpowiedzialności polityków.