Mieszkaniec Lublina i jego dzieci padli ofiarą groźnego chwasta, jakim jest barszcz zwyczajny. Podczas odpoczynku w plenerze ulegli poparzeniu. Mężczyzna przyszedł do redakcji, pokazując ręce i nogi pokryte ogromnymi bąblami.
Wczoraj reporter Dziennika wybrał się we wskazane przez Czytelnika miejsce. W czasie weekendów wypoczywają tam okoliczni mieszkańcy. Na trawie rozkładają koce i opalają się.
- Pierwszy raz słyszę o poparzeniach. Nikt nie zgłaszał takiego problemu. Kosimy tylko pasy. Terenów trawiastych nie - powiedział nam Krzysztof Janusz, dyrektor Aeroklubu Świdnik.
Zachowując ostrożność zerwaliśmy roślinę i przywieźliśmy ją do redakcji. Poprosiliśmy o konsultację dra Marka Kucharczyka z Zakładu Geobotaniki UMCS. - Barszcz zwyczajny - orzekł.
I chociaż barszcz zwyczajny to nie ten, osiągający kilka metrów wysokości barszcz Sosnowskiego - jest również niebezpieczny. Ten drugi został sprowadzony do kraju ze Związku Radzieckiego do karmienia bydła.
- Jest wiele chwastów i odmian barszczu o działaniu fototoksycznym - mówi prof. Grażyna Chodorowska, konsultant wojewódzki ds. dermatologii i wenerologii. - O tej porze roku, kiedy operuje słońce oparzenia pod wpływem roślin zdarzają się. Dochodzi do pęcherzowatych zmian na skórze. Lekarzom trudno ocenić, czy to od barszczu, czy od innej rośliny. Dolegliwości są podobne.
Prof. G. Chodorowska radzi, by osoby poparzone przez chwasty bezwzględnie zgłosiły się do dermatologa, który zaaplikuje odpowiednie leczenie. Dodaje, że barszcz jest bardziej niebezpieczny od innych chwastów, bo jego efekt toksyczny jest silniejszy. Sugeruje też, by osoby, które wiedzą, jak wygląda ta roślina omijały ją z daleka.
Co to za chwast
powycinane liście, grube łodygi w połączeniu ze złą sławą wywierają na oglądających wrażenie.
Włoski pokrywające łodygi i liście tej rośliny, wydzielają „parzącą” substancję. Jej działanie nie jest odczuwalne ani widoczne w momencie kontaktu z rośliną, lecz ujawnia się później.