Nawałnica zaczęła się tuż po rozpoczęciu Wieczorynki. Grzmiało i błyskało przez trzy godziny. Woda zabierała po drodze wszystko: drzewa, beczki, sławojki, rwała asfalt, zatykała przepusty, wdzierała się do domów. W Wierzchowiskach prawie we wszystkich gospodarstwach
są szkody
- Woda niosła nas, nie wiedzieć gdzie. Razem z autem wpadliśmy pod wodę. Kolega krzyknął tylko: trzymajmy się razem - opowiada Zenon Mazur.
Ratowali się sami
Uratowani zdążyli jeszcze zobaczyć przez moment trzeciego pasażera, Tadeusza P. - Było ciemno, chyba we wsi nie było światła. Tylko jak piorun strzelił, zobaczyłem twarz kolegi. Krzyknął "ratunku” i przykryła go woda. Tragedia, nie daj Boże - dodaje Mazur.
Troje ocalałych zaczęło wzywać pomocy, ale znikąd żywej duszy. Dostrzegli dachy domów na pagórku. Zapukali w okno do pierwszego z brzegu. Kobieta z dzieckiem na rękach wskazała im drogę do drzwi.
- Mieli wszyscy błoto na włosach i ubraniu, bałam się im otworzyć - przyznaje Zofia Jachim z Wierzchowisk. Natychmiast zadzwoniła po straż i policję.
Cudem odpalił
W poniedziałek przyszła do pracy w przedszkolu. Cały dzień było jej zimno. Nawet nie chce myśleć, co mogło się stać, gdyby wtedy wyszli z auta. - Zatrzymaliśmy się u teściów. Dopiero w poniedziałek dowiedzieliśmy, że rzeka porwała człowieka.
Wielkie sprzątanie
Anna Wielgus jest listonoszem. Wczoraj przekonała się, co to zawodowa solidarność. W odmulaniu domu pomagali jej naczelnicy poczty z Modliborzyc i Janowa Lubelskiego oraz dwanaście innych osób. Reszta pracowników poczty w tym czasie dwoiła się i troiła, by przesyłki dotarły do adresatów.
- Moja mama ma 87 lat i czegoś takiego nie widziała - dodaje Zofia Jachim. - Nic nie zapowiadało takiej zlewy.
W ogródkach zamiast sałaty, ogórków, rzodkiewki jakieś 20 centymetrów mułu. Gdzieniegdzie widać krzewy truskawek, ale i tak rolnicy mówią, że w tym roku nic z nich już nie będzie.
W wielu gospodarstwach potopiły się zwierzęta. - Rzuciłem świniom belki słomy i tylko dlatego ocalały - mówi Józef Serwatka z Wierzchowisk II. Jego córki siedzą na progu. Nie mają siły się ruszyć. Całą noc porządkowały dom.
W Zdziłowicach też powódź
- Byłam na drodze, gdy usłyszałam szum - mówi Joanna Wiechnik. - Z góry szła rwąca woda. Nie zdążyłam pomyśleć i wbiegłam na wzniesienie.
Gospodarze próbowali ratować inwentarz. - Krowa i cielak stały w wodzie. Tylko łby im było widać. Przeżyły, ale świnie i kury się potopiły - mówi Janusz Michalczyk.