Rząd chce rozwiązać problem zadłużenia szpitali pożyczkami z budżetu. Chodzi głównie o niewypłacone podwyżki z tytułu tzw. ustawy 203. Podwyżek nie było. Zobowiązania zakładów opieki zdrowotnej, nie tylko wobec ich pracowników, narastają.
– Pożyczka rządu to dla nas szansa – mówi Dariusz Kamiński, dyrektor SP ZOZ nr 1 w Bełżycach. – Pracownicze zobowiązania z tytułu niewypłaconych podwyżek sięgają ok. 700 tys. złotych. Od lipca, gdy nasze przychodnie specjalistyczne zostały oddzielone od szpitala, zakład bilansuje się na bieżąco. Pożyczka pozwoliłaby zgubić ciągnący się za nami balast.
Piotr Wojtaś, dyrektor bychawskiego SP ZOZ, także aprobuje pomysł rządu. – Pomysł jest dobry, ale kiedy będzie można zobaczyć pieniądze, które są potrzebne na wczoraj – pyta Wojtaś. – Mamy 5 milionów zadłużenia, z tego 1,5 miliona to zobowiązania pracownicze, a 3,5 zaległości w ZUS. Cały dług to efekt tzw. ustawy 203. Wypłaciliśmy ludziom na rękę należności do 2003 roku, ale ZUS nie dostał nic i będzie ściągać swoje należności. Tymczasem licznik bije, dług rośnie rocznie o milion złotych. Szef opolskiego zakładu, zadłużonego na ponad 13 milionów, bardziej sceptycznie podchodzi do propozycji rządu. – Jakie są warunki oprocentowania, termin spłaty? Jeśli prawdą jest, że chodzi tylko o pożyczkę, która nie zmusza do przekształcenia własności, może to okazać się bombą z opóźnionym zapłonem – mówi Karol Stpiczyński, dyrektor SP ZOZ Opole.
Skoro szpitali nie stać na regulowanie zobowiązań z bieżących przychodów, to szybkiej poprawy sytuacji finansowej trudno się spodziewać. – Może wzrośnie składka na świadczenia zdrowotne, może wejdą komercyjne ubezpieczenia? Moim zdaniem nie wystarczy to wszystko na spłatę kredytu – twierdzi Stpiczyński.