– Z psami już nie rozmawiam. U mnie w plutonie nosiliby amunicję – tak radca prawny z Lublina wypowiadał się o interweniujących policjantach. Mundurowi odwiedzili go po tym, jak miał prowadzić auto po pijanemu. Dzisiaj odpowiada za to przed sądem
– Zapytałem, czy chcą dokonywać jakichś czynności. Powiedzieli, że nie. To kazałem im wyp…ać! O tym, kto jest w moim domu, decyduję ja – tak Ryszard K. relacjonował wczoraj w sądzie swoje spotkanie z mundurowymi z drogówki.
Chodzi o wydarzenia z sierpnia ubiegłego roku. Wieczorem radca jechał w kierunku ul. Czeremchowej. Z akt sprawy wynika, że na skrzyżowaniu z ul. Baśniową uderzył w taksówkę.
– Taksówka zatrzymała się nieprawidłowo, wystawała lewym bokiem na jezdnię – tłumaczył w sądzie Ryszard K. – Zaczepiłem o nią i urwałem lusterko. W moim aucie poza rysą nic się nie stało.
Prawnik odjechał z miejsca zdarzenia i zaparkował przy swoim garażu. Podjechał tu też taksówkarz. – Jeszcze nie wysiadłem, a on już krzyczał na całą ulicę: pijany, pijany, pijany! – opowiadał Ryszard K. – Zlekceważyłem go i poszedłem do domu.
Z aktu oskarżenia wynika, że między kierowcami doszło do krótkiej przepychanki. Taksówkarz wezwał policję. Utrzymywał, że czuł od uciekiniera wyraźną woń alkoholu. Według świadka, który słyszał sprzeczkę obu panów, Ryszard K. nie był całkiem trzeźwy.
Policjantów przywitała żona prawnika. Oświadczyła, że mąż śpi. Mundurowi obudzili Ryszarda K. Pierwszy test na trzeźwość wykazał, że mężczyzna jest pijany. Kiedy policjanci chcieli zaprowadzić 56-latka do radiowozu na kolejne badanie, ten wpadł w furię. Miał wypychać policjantów z mieszkania i uderzać ich drzwiami wejściowymi. Szarpaninie miały towarzyszyć groźby i wyzwiska pod adresem mundurowych. Awanturę zakończyło dopiero wezwanie posiłków. Ryszard K. trafił do celi. Tam, parę godzin po starciu z policjantami „wydmuchał” 1,3 promila.
W sądzie prawnik przekonywał, że na początku interwencja mundurowych przebiegała spokojnie i kulturalnie. – Było już po 22. Powiedzieli mi, że przyszli w sprawie kolizji. Dałem im dokumenty, spisali moje dane. Potem zacząłem zadawać profesjonalne pytania – opowiadał Ryszard K. Według prawnika, z uwagi na późną porę, mundurowi nie mieli prawa wykonywać dalszych czynności. Ci jednak chcieli obejrzeć jego auto, czym go „trochę rozeźlili”.
– Byli w szoku, że ktoś ich egzaminuje. Zacząłem im dokuczać – mówił przed sądem 56-latek. – Moja córka płakała. Powiedziałem do jednego policjanta, że jak ma córkę to ona też będzie płakała. Oświadczyłem, że swoje czynności z nimi skończyłem i z psami już nie rozmawiam.
Według Ryszarda K. policjanci mieli wyjść z mieszkania i wrócić około północy wraz z kolegami.
– Otwieram, a tam pół plutonu ludzi. Policjanci i strażacy. Rzucili się na mnie. Nie powiedzieli za co. Tam nie było żadnego wyższego stopniem. Sama czerń – relacjonował prawnik.
Ryszard K. nie przyznaje się do zarzutów znieważenia i stosowania przemocy wobec policjantów. Twierdzi również, że nie prowadził po alkoholu. Dopiero po starciu z taksówkarzem miał wypić szklankę whiskey z limonką. W styczniu sprawa wróci na wokandę Sądu Rejonowego Lublin-Zachód. Wtedy swoje zeznania złożą policjanci. W razie prawomocnego wyroku skazującego, Ryszardowi K. grozi pożegnanie z zawodem.