Piotr Kowalczyk wzgardził 12 tys. zł. Uważa, że biorąc odprawę po przepracowaniu zaledwie kilkunastu dni, postąpi niewłaściwe.
Kowalczyk - były rzecznik prasowy wojewody, członek zarządu lubelskiego PiS i radny miejski - w styczniu zostal wiceprezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Popracował dwa tygodnie i awansował na prezesa.
- I za to, że odszedłem z wiceprezesowania, należy mi się prawie 12 tys. zł odprawy - mówi Kowalczyk. - Uważam jednak, że te pieniądze nie powinny trafić do mojego portfela. Źle bym się czuł, biorąc odprawę za kilkanaście dni pracy i to w sytuacji, kiedy awansowałem!
Identyczny kłopot miał dwa lata temu Waldemar Dudziak, szef Lubelskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Z fotela wiceprezesa przesiadł się na fotel prezesa. Przysługiwało mu ponad 33 tys. zł odprawy. Wziął ją, ale potem przez trzy miesiące nie brał pełnej pensji. - Zasiadałem w starym zarządzie, teraz jestem w nowym, jednoosobowym. Uważam,
że wzięcie odprawy byłoby w moim przypadku niewłaściwe - tłumaczył nam Dudziak.
- Prawa do odprawy czy wynagrodzenia nie można się zrzec. Można za to otrzymanymi pieniędzmi dowolnie dysponować. Ja sam miałem problem z odprawą, kiedy zostałem w Ratuszu na kolejną kadencję. Wziąłem należne pieniądze i przeznaczyłem na cele społeczne - opowiada dr Wiesław Perdeus z Zakładu Prawa Pracy UMCS, były wiceprezydent Lublina.
- Poproszę radę nadzorczą funduszu, żeby odprawa nie przysługiwała w sytuacjach podobnych do mojej - deklaruje Kowalczyk.