Prezydent Lublina ruszył w świat. Teraz jest w Meksyku, stamtąd poleci do USA. Odwiedzi Waszyngton, Chicago i Nowy Jork. Nie zajrzy na jutrzejszą sesję Rady Miasta. Ominą go ważne decyzje: czy będzie miejskie „becikowe”, czy staną nowe markety, jak pomóc inwalidom... Nie spotka się też z mieszkanką skarżącą się na jego bezczynność.
Wojaże potrwają dwa tygodnie. Od soboty prezydent jest w Meksyku, na Światowym Forum Wody. Pojechał tam opowiedzieć o lubelskiej kranówce, ścieżkach przyrodniczych nad Bystrzycą i Czechówką i broszurach wysyłanych do szkół. Udział prezydenta w tym spotkaniu opłacają jego organizatorzy i władze Meksyku.
W piątek Pruszkowski wyruszy do Stanów Zjednoczonych. W tym kraju zabawi tydzień. Zacznie od Waszyngtonu. – Zaprosił go republikański kongresman Phil English z Pensylwanii. Umówił prezydentowi kilka spotkań – mówi Piotr Semeniuk, szef Biura Promocji Miasta. – Chodzi o pokazanie amerykańskiej dyplomacji, że Lublin jest aktywny na arenie międzynarodowej.
Później Pruszkowski poleci do Chicago na otwarcie wystawy „Świątynie dawnej Polski”. Spotka się z Klubem Ziemi Lubelskiej i prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej. – Ma też udzielić wywiadu „Dziennikowi Związkowemu” – dodaje Semeniuk. Ostatnim punktem podróży będzie Nowy Jork. A tam znów spotkania z ludźmi o lubelskich korzeniach i kolejne wywiady.
Po co ten wyjazd? – To przyjęcie zaproszenia lubelskich środowisk. Promocja Lublina w mediach i prezentacja potencjału miasta – mówi Semeniuk. Ile za to zapłacimy? – Około dwóch tysięcy złotych ma kosztować poruszanie się po Stanach. Większość innych kosztów pokryją gospodarze. W Waszyngtonie prezydent spędzi noc w gościnnym pokoju ambasady. A do Polski wróci na bilecie opłaconym przez Meksyk.
Pruszkowski nie wziął urlopu. Jest w delegacji, w związku z czym przysługują mu diety. W sumie ok. 500 dolarów.