

Na najbliższej, czwartkowej sesji rady miasta radni zdecydują o losie niecodziennej uchwały. Propozycja radnych Prawa i Sprawiedliwości jest taka, aby na Starym Mieście po godzinie 22 zapanowała cisza. Część mieszkańców zauważa słuszność inicjatywy, jednak zdecydowana większość podchodzi do pomysłu sceptycznie.

Radni Prawa i Sprawiedliwości w Radzie Miasta Lublin złożyli projekt uchwały, który zakłada ograniczenie hałasu na terenie Śródmieścia i Starego Miasta. Według propozycji, od godziny 22 do 8 następnego dnia obowiązywałby zakaz korzystania z instalacji i urządzeń nagłaśniających na zewnątrz oraz wewnątrz lokali gastronomicznych, klubów i innych miejsc rozrywki.
– Mieszkańcy od dawna sygnalizowali problem nadmiernego hałasu, który utrudnia im codzienne funkcjonowanie. Naszym celem jest znalezienie kompromisu między potrzebami restauratorów a prawem mieszkańców do spokoju – mówi Dziennikowi Wschodniemu radny Marcin Jakóbczyk.
Nowe przepisy miałyby objąć nie tylko lokale gastronomiczne, ale także imprezy plenerowe, koncerty i inne wydarzenia z użyciem nagłośnienia. Wyjątkiem byłyby lokale zabezpieczone przed emisją dźwięku na zewnątrz oraz wydarzenia organizowane przez jednostki miejskie.
Wśród restauratorów pojawiają się jednak obawy, że uchwała może negatywnie wpłynąć na ich działalność.
– Nie chodzi o zamykanie restauracji czy zakaz muzyki w środku. Kluczowe jest, by nie zakłócała ona spokoju mieszkańców. Lokale, które mają odpowiednie wygłuszenia, będą mogły funkcjonować bez zmian – wyjaśnia Jakóbczyk. – To normalne, że w restauracji w tle leci muzyka. Jeśli siedzimy i rozmawiamy, a gdzieś w tle gra sobie jazz, to nie jest problem. Problem pojawia się wtedy, gdy muzyka jest tak głośna, że trzeba krzyczeć, żeby się usłyszeć. Więc nie rozumiem, w czym niektórzy restauratorzy widzą problem.
Projekt wzorowany jest na rozwiązaniach wprowadzonych lub planowanych w innych miastach, między innymi w Gdańsku. Radni podkreślają, że celem jest poprawa komfortu życia mieszkańców, bez nadmiernego ograniczania działalności przedsiębiorców.
– Tutaj bardziej jest kwestia chyba restauratorów, którzy boją się, że będziemy im zamykać (lokale – przyp. aut.). Absolutnie nie. Tam po prostu trzeba się wczytać w te wyjątki, bo jest dużo wyjątków od tych ograniczeń – zapewnia radny.
Zdaniem radnego, to mieszkańcy Śródmieścia, zwłaszcza przy deptaku i Placu Wolności, często zgłaszali skargi. Chodzi jednak o pogodzenie interesów wszystkich.
– To jest zrozumiałe, że miasto musi żyć, musi tętnić. Ja jestem za tym, ja jestem ostatni, który teraz będzie np. ograniczał sprzedaż alkoholu. Dla mnie problemem jest zakłócanie porządku – podkreśla Jakóbczyk.
Co na to mieszkańcy?
O pomysł radnych zapytaliśmy przechadzających się na Starym Mieście. Część z nich zauważała, że jest to słuszna inicjatywa.
– Mogłoby być trochę ciszej – wskazuje jedna z kobiet. – W niektórych miejscach jest prawdziwa dzicz. Głośna muzyka i ryki pijanych ludzi.
Te głosy są jednak w mniejszości. Większość osób na pytanie o pomysł radnych, uśmiecha się i twierdzi, że nie ma to racji bytu na Starym Mieście.
– To jest centrum miasta, centrum kulturalne, nie można zabraniać zabawy – mówi młody mężczyzna. – Nie można zrobić z centrum miasta sanatorium.
– Pan tak na poważnie? – dopytuje inny.
