Sprawdzenia wszystkich lokali przed wyborami prezydenta RP żąda od Ratusza jeden z radnych. Po co? By nie przytrafiały się takie wpadki, jak jesienią: malutki lokal, krzesełka dla trzylatków, słabo piszące długopisy. – To niedopuszczalne – przyznaje miasto.
Postawienie wyraźnego krzyżyka było trudne tam, gdzie wyborcom nie zapewniono odpowiednich warunków. Jako przykład radny Pitucha podaje komisję nr 161 w miejskim przedszkolu przy ul. Samsonowicza. Na siedzibę komisji wybrano tu zbyt małe pomieszczenie i panował w nim tłok.
To nie był jedyny problem w tym miejscu. W malutkim lokalu do skreślania kandydatów przeznaczony był jeden dziecięcy stolik przedzielony na cztery części przegrodą z dykty. – Na tak powstałej powierzchni nie mieściły się karty do głosowania – wytyka Pitucha i dodaje, że przy stoliku stały krzesełka dla trzylatków, na których ciężko było usiąść zwłaszcza osobom starszym. – Wyborcy oddawali głos np. opierając kartę o ścianę, kładąc ją na nierównym parapecie, na kolanie czy na plecach sąsiada – dodaje. Efektem był koślawy krzyżyk.
Wspomniana ciasnota prowadziła nieraz do sytuacji, które mogą być uznawane co najmniej za nie licujące z powagą wyborów. Tu znów przykładem jest wspomniany lokal w przedszkolu przy Samsonowicza. – Mąż zaufania nie miał gdzie siedzieć – pisze do prezydenta radny. – Jego krzesło zostało ustawione bezpośrednio przy drzwiach wyjściowych, skąd nie mógł dokładnie obserwować działań komisji.
I wróćmy jeszcze do wspomnianych długopisów. Radny wprost poprosił o to, by miasto nie kupowało tych najtańszych. – Kupimy 1050 piór żelowych – zapowiada Joanna Bobowska z Urzędu Miasta. – Zamówienie jest w toku.