Zabójcza płaszczka wbiła toksyczny kolec w rękę 25-latka z Lublina. Jego szanse przeżycia wynosiły pół na pół. Mężczyzna trafił do szpitala w sobotę. Było z nim źle. - Ręka mu drętwiała - mówi dr Hanna Lewandowska-Stanek, ordynator toksykologii szpitala im. Jana Bożego w Lublinie.
Mężczyzna trzymał jadowitą płaszczkę o nazwie potamotrygon reticulatus w domowym akwarium. Ryba zaatakowała go, kiedy włożył rękę do środka, czyszcząc zbiornik szczoteczką. Kolec z toksynami, który ma na płetwie ogonowej, wbiła w rękę mężczyzny. Na szczęście wszystko zakończyło się dobrze. Pacjent dostał m.in. leki przeciwalergiczne i wczoraj po południu był już w domu.
Grzegorz Lipski, właściciel sklepu zoologicznego w Lublinie, dziwi się, że do takiego wypadku w ogóle doszło. - To chyba facet bez głowy i wyobraźni - komentuje. W akwarystyce obowiązuje reguła, że bez siatek do ryb się nie podchodzi. Kosztują grosze. Za to płaszczka jest drogą rybą. Nie każdego na nią stać. Jej cena to 200-500 zł. Trzeba mieć duży zbiornik do jej hodowania i pojęcie o akwarystyce.
To już drugi w tym roku przypadek zranienia przez jadowite zwierzę trzymane w domu. W styczniu, 15-letniego Przemka z Lublina ukąsiła trwożnica stejniegeri, grzechotnik potocznie zwany bananówką. Wąż zaatakował, gdy chłopak włożył rękę do domowego terrarium. Kiedy zaczął gorączkować, ojciec przywiózł chłopaka do szpitala. Początkowo jego stan był bardzo zły. Pacjentowi przetaczano białko ludzkie zagęszczające krew, ponieważ jad węża ma właściwości rozrzedzające. Stan zagrożenia życia utrzymywał się przez kilka dni. Sprawą grzechotnika zajęła się prokuratura, ponieważ handel i trzymanie w domu jadowitych węży są zabronione,
- Część dokumentów przekazaliśmy do prokuratury warszawskiej, ponieważ stamtąd pochodzi człowiek, który sprzedał jadowitego węża. Cześć do Sądu Rejonowego w Lublinie do Wydziału Rodzinnego i Nieletnich - mówi Mirosława Czuba z Prokuratury Rejonowej w Lublinie. •