Rodzice Piotra Wójcika utrzymują, że syn został pobity w pociągu. Natomiast policja utrzymuje, że student sam wszczął awanturę i dlatego trafił do szpitala w Radomiu. Poszukiwany od blisko dwóch tygodni 25-latek odnalazł się w ostatni piątek.
- Z relacji radomskich policjantów wynika, że Piotr Wójcik został zatrzymany w pociągu przez Straż Ochrony Kolei i w miejscowości Warka przekazany miejscowym policjantom – informuje Janusz Wójtowicz, rzecznik lubelskiego komendanta wojewódzkiego policji.
Student został zatrzymany, bo według funkcjonariuszy zachowywał się "nietypowo”. - Jego niekonwencjonalne postępowanie zaniepokoiło mundurowych, dlatego zgodnie z decyzją lekarzy trafił do jednego z radomskich szpitali. Wtedy nie był jeszcze poszukiwany – podkreśla Wójtowicz.
Piotr Wójcik leży na oddziale Samodzielnego Wojewódzkiego Publicznego Zespołu Zakładów Psychiatrycznej Opieki Zdrowotnej w Radomiu od 4 czerwca. - Wszystko wskazuje na to, że był tam nie ze względu na obrażenia ciała, które sugeruje jego matka, ale ze względu na jego wcześniejszą chorobę – dodaje rzecznik policji.
Rodzina zgłosiła zaginięcie Piotra 7 czerwca. Teraz ma pretensje do policji, że ta nie wiedziała, że poszukiwany 25-latek leży w szpitalu. Rodziców poinformował o tym w liście jeden z lekarzy radomskiej placówki. – Chcemy wysłać w tej sprawie skargę. Przez dwa tygodnie poszukiwaliśmy syna, a on leżał w szpitalu – mówią zdenerwowani Danuta i Henryk Wójcikowie.
Mundurowi podkreślają, że nie mają obowiązku sprawdzać, czy zatrzymany kilka dni wcześniej mężczyzna trafił na listę zaginionych. - Rodzina może mieć pretensje tylko do szpitala, że nie poinformował jej w odpowiednim czasie o hospitalizacji syna. Ponadto z naszych ustaleń wynika, że jednym z powodów jego zaginięcia mogły być nieporozumienia z najbliższymi i chęć zerwania z rodziną wszelkich kontaktów – tłumaczy Wójtowicz.