Pomiędzy urzędem marszałkowskim i wojewódzkim trwa wymiana oskarżeń o sparaliżowanie prac instytucji dzielącej setki milionów złotych. Polityczny spór wiąże się z walką o stanowiska.
Chodzi o Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Lublinie. To instytucja zajmująca się m.in. przyznawaniem i umarzaniem pożyczek, z których finansowane są wymiana starych pieców gazowych, montaż paneli słonecznych czy dotacje na zakup sprzętu dla ochotniczych straży pożarnych. W skali województwa to ok. 200 mln zł rocznie.
W ostatnich miesiącach fundusz stał się przedmiotem ostrej walki politycznej. W jego czteroosobowym zarządzie zasiadają przedstawiciele rządzącej w regionie koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ale Prawo i Sprawiedliwość postanowiło podporządkować sobie te jednostki, zmieniając zasady doboru członków ich rad nadzorczych. Teraz czterech z nich jest wskazanych przez ministra środowiska, a tylko jeden przez samorząd wojewódzki.
Strona samorządowa nie chciała jednać oddawać funduszu bez walki. Jeszcze w czerwcu radni sejmiku przyjęli zmiany w statucie WFOŚiGW mówiące, że najważniejsze decyzje mają być podejmowane jednogłośnie przez wszystkich członków rady nadzorczej. Ten zapis unieważnił jednak wojewoda lubelski Przemysław Czarnek uznając, że sparaliżuje on prace instytucji. W ostatni poniedziałek radni zdecydowali o zaskarżeniu decyzji wojewody do sądu administracyjnego.
– To co się tam działo, to nie była polityka, tylko dziadostwo. Celowo wprowadzono opinię publiczną w błąd kłamiąc na temat działalności rady nadzorczej wojewódzkiego funduszu – powiedział podczas piątkowej konferencji prasowej wojewoda Czarnek.
Odniósł się w ten sposób do zarzutów samorządowców, jakoby jego decyzja zablokowała możliwość podejmowania przez radę uchwał. Na sierpniowym posiedzeniu nie przyjęto żadnej, ale już w ostatni piątek udało się rozdysponować 12 mln zł, które trafiły do czekających na nie gmin i spółek komunalnych.
– Ustaliliśmy wcześniej, że wszyscy będziemy głosować „za” – tłumaczył przewodniczący RN WFOŚiGW Stanisław Majdański, który w radzie jest przedstawicielem ministra. I choć siedzący obok niego wojewoda przekonywał, że obowiązującą jest wersja statutu bez zapisu o jednomyślności, to on sam miał co do tego wątpliwości.
– W sierpniu byliśmy zaskoczeni uchyleniem statutu przez wojewodę na dzień przed naszym posiedzeniem. Teraz po analizie otrzymanych materiałów prawnych doszliśmy do wniosku, że trzeba wyjść naprzeciw oczekiwaniom samorządów i przydzielić im pieniądze. Jestem przekonany, że na kolejnych posiedzeniach też będziemy w stanie osiągnąć jednomyślność – mówił Adam Rychliczek, radny wojewódzki PSL i wiceprzewodniczący rady, wskazany przez sejmik.
Ale nie ma wątpliwości, że gdyby członkom RN przyszło głosować nad zmianami w składzie zarządu funduszu, o konsensus byłoby trudno. A roszady personalne wydają się być nieuniknione. – Czekamy na ustawę, która da wojewodzie pełnomocnictwo do przedstawienia nam kandydatów na te stanowiska – przyznał Majdański.
3:0 dla marszałka
Sprawa WFOŚiGW nie będzie pierwszym sporem między wojewodą i samorządem województwa, który trafia do sądu. Do tej pory musiał on rozstrzygać w kwestii unieważnienia przez Przemysława Czarnka uchwał zarządu dotyczących dyscyplinarnego zwolnienia prof. Elżbiety Starosławskiej z funkcji dyrektora Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej oraz przejęcia przez województwo majątku Lubelskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego. W tej drugiej sprawie wojewoda złożył skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego. W piątek spór ostatecznie został rozstrzygnięty na korzyść marszałka.
– Samo nasuwa się pytanie, czy doktor habilitowany prawa powinien tak postępować? Czy nie szkoda mu naukowej reputacji? – zastanawiał się wicemarszałek województwa Grzegorz Kapusta z PSL.
– Nie dyskutuję z wyrokami sądu – odpowiedział nam proszony o komentarz wojewoda Czarnek.