W Godziszowie przeciwko unii opowiedzieli się prawie wszyscy. Jutro jednak jak jeden mąż – czy im się to podoba, czy nie – będą w Europie. Większość nadal krzywo patrzy na unię.
Co innego, jeśli chodzi o dopłaty. Dwudziestu chłopów wzięło z Brukseli pieniądze na ciągniki.
– Za ziemniaki dają nam 20 złotych z metra, połowę tego, co płacili dwa lata temu – mówi Stanisław Tomiło, właściciel 4,5-hektarowego gospodarstwa. – Żywiec tanieje, zboże tanieje, owoce tańsze i jeszcze problem, gdzie je sprzedać. W górę idzie paliwo, nawozy, składki na KRUS. Jak ma być dobrze? Może unia choć szachrajstwo ukróci – dodaje.
W barze młody człowiek zamawia małe jasne z janowskiego browaru. – Trzeba wspierać rodzimy przemysł – śmieje się. On czeka na wejście do unii. – Teraz jest katastrofa. Nie można niczego dostać. W hurtowniach pustki, gwoździe zamiast 3 złotych kosztują 5. Tylko nam płacą tyle samo. Jak wejdziemy do unii, przynajmniej skończy się ta histeria.
Co będzie robił w sobotę? – Siał grykę i sadził kartofle – odpowiada. – Święto jest w niedzielę albo jak ksiądz powie – tłumaczy.
Władze gminy nie organizują europikniku. – Większość mieszkańców jest niezadowolona z wejścia do unii. Nawet unijnej flagi nie wywiesimy, bo nie zamierzamy drażnić ludzi – mówi przewodniczący Jędzura.
Wójt Andrzej Olech przyznaje, że przez rekordowy wynik referendum miał trudności w pozyskiwaniu pieniędzy z unijnych funduszy. Wytargował jednak z brukselskiej kasy dotację na budowę drogi w Rataju i szkolnej sali sportowej w Godziszowie. Jako gospodarz prawie 25-hektarowego gospodarstwa kupił ciągnik, w połowie refundowany z programu SAPARD.
– Przećwiczyłem procedury ubiegania się o pieniądze, by przekazać wiedzę mieszkańcom gminy – tłumaczy.
Około 20 osób z Godziszowa skorzystało już z dotacji na zakup ciągnika – przyznaje Józef Zbytniewski, kierownik Powiatowego Zespołu Doradztwa Rolniczego w Janowie.
Na podwórku Edwarda Chmiela stoi czerwony traktor Redller. Kosztował więcej niż niejedna limuzyna – aż 100 tysięcy złotych. Połowę zapłaci unia. – Ale co to jest? – pyta retorycznie Chmiel i porównuje traktowanie naszych rolników z tymi z krajów „piętnastki”.
– Spokojnie tato, to tylko początek – przerywa jego syn Leszek. – Jeśli unia będzie nam pomagać, wykorzystam każdą szansę. Za 2–3 lata będę wiedział, co warte są obietnice. Jak nie my, to nasze dzieci dożyją dobrobytu.