Była wicepremier Gilowska nie była świadomym tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL - wynika z zeznań Witolda Wieczorka. Esbek zrobił z niej agentkę bez jej wiedzy. A w jej teczce preparował informacje usłyszane
przy wódce na towarzyskich spotkaniach
Wieczorek twierdzi, że chciał chronić rodzinę Gilowskich, podejrzewaną przez SB o współpracę z Solidarnością. Pisząc raporty, w usta "Beaty” wkładał informacje zdobyte m.in. podczas imprez towarzyskich z alkoholem. Gilowska przyjaźniła się bowiem z rodziną Wieczorków. Wczoraj stwierdziła, że zaczęła ich unikać, kiedy w połowie lat 80. usłyszała, czym para się Wieczorek.
Była wicepremier Gilowska powtórzyła na rozprawie lustracyjnej, że nie była agentką tajnych służb. - Trudno mówić o satysfakcji z tego, że w sądzie była mówiona prawda. Gdyby było inaczej, byłabym przerażona, że świadkowie też kłamią - powiedziała wczoraj komentując zeznania.
Znajomi Gilowskiej i Wieczorka ze Świdnika są zniesmaczeni całą sprawą. - Wiele lat byliśmy paczką przyjaciół - opowiada świdnicki lekarz. - Spędzaliśmy razem imieniny, bywaliśmy u siebie. Dopóki nie zorientowaliśmy się, że z Wiciem coś nie gra... Oficjalnie pracował w milicji w przestępczości gospodarczej, ale czuliśmy, że to tylko jakaś przykrywka - I dodaje. - Wczoraj, po telewizyjnej relacji z przesłuchania Witka, przeraziłem się. Przecież on równie dobrze może mieć jakąś teczkę na mnie. Piliśmy wódkę... Skąd mogę wiedzieć, co on tam sobie notował?