Trzeba skończyć z patologiami i wymienić nieudolne i sprzyjające lewicy władze w Zakładzie Energetycznym Lubzel. Tak napisały do premiera Kazimierza Marcinkiewicza związane z PiS – ówczesna posłanka Elżbieta Kruk i posłanka Małgorzata Sadurska. Wkrótce w firmie poleciały głowy.
Pismo, do którego dotarliśmy wczoraj, nosi datę 30 stycznia. A 27 lutego rada nadzorcza odwołała prezesa Tadeusza Skrzypka. Zajęcie stracili dyrektorzy Waldemar Brodowski i Tadeusz Karczmarczyk.
Panie w liście do premiera powołały się na pracowników firmy, prasę i NIK. „Pod adresem zarządu padało wiele zarzutów m.in. o niegospodarność, bliskie kontakty z lokalnymi władzami SLD, prowadzenie polityki kadrowej polegającej na „obsadzaniu” na stanowiskach ludzi powiązanych z lewicą” – czytamy w liście. Nazwiska nie padają, są za to przykłady nieprawidłowości.
Ówcześni szefowie firmy mieli m.in. nie dopilnować interesów Lubzelu przy wyborze najkorzystniejszych dostawców systemu wspomagającego zarządzanie i systemów informatycznych (warte 19 mln zł). Działaczki oskarżyły ich również o nieprawidłowości przy wydawaniu pieniędzy na wspieranie sportu. Spółka pomaga np. Motorowi Lublin, a przewodniczącym rady klubu jest poseł Grzegorz Kurczuk, lider regionalnego SLD. Wytknęły zarządowi „nieudolność i nieporadność” przy łączeniu holdingu energetycznego Grupa L-6. A także próbę wprowadzenia do umów o pracę wysokich odpraw i konflikty z częścią załogi.
To nie wszystko. Według Kruk i Sadurskiej, zmiana zarządu to sposób na rozwój Lubzelu, wyeliminowanie „wielu nieprawidłowości, a wręcz patologii w zakładzie”. Działaczki podkreślają, że „decyzja ta jest bardzo oczekiwana przez tę część lubelskiego społeczeństwa, która żyje zgodnie z prawem i wartościami etycznymi”. Autorki zauważyły, że trzeba działać szybko, bo „za miesiąc prezes Tadeusz Skrzypek skończy 61 lat i wejdzie w okres ochronny przewidziany w kodeksie pracy”.
– To bzdurne zarzuty. Przy pomocy brudnych metod nowa ekipa obsadza stołki swoimi ludźmi. W Lubzelu mamy kolejny przykład TKM. Nowe władze powinny ocenić dawny zarząd firmy pod kątem merytorycznym, a nie politycznym. Owszem Brodowski jest związany z SLD, ale zamiast patrzeć na legitymację trzeba ocenić jego pracę – komentuje Jacek Czerniak, sekretarz Zarządu Wojewódzkiego SLD.
– Miałyśmy obowiązek poinformować premiera jako właściciela. Nie weryfikowałam tych informacji, bo to jego zadanie. Widocznie zarzuty się potwierdziły, skoro odwołano trzech członków zarządu. Ja się nie dziwię, że Czerniak broni zarządu, w którym byli ludzie powiązani z SLD – mówi Małgorzata Sadurska, posłanka PiS.