Cztery duże spółdzielnie mieszkaniowe zdecydowały się na włączenie ogrzewania z miejskiej sieci ciepłowniczej. Na ciepłe żeberka wielu innych mieszkańców jeszcze poczekać.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
O rozpoczęciu sezonu grzewczego już od wielu lat decyduje nie wojewoda, ale poszczególni zarządcy nieruchomości. I to wyłącznie od nich zależy, czy kaloryfery w blokowiskach zrobią się ciepłe.
– Przyszła pora, trzeba było włączyć ogrzewanie – stwierdza Wojciech Lewandowski, zastępca prezesa ds. eksploatacji w Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Tu w czwartek rano ciepło popłynęło do 13 tysięcy mieszkań. Sugerowali to sami lokatorzy. – Jak się mieszka w budynku LSM, to się czuje dokładnie to samo, co i pozostali mieszkańcy. A prognozy na najbliższe dni są niekorzystne, może popadać deszcz, a już teraz wilgotność powietrza jest duża.
W najbliższym czasie temperatura może spadać nad ranem do zaledwie 6 st. Celsjusza. Prognozowane są też opady deszczu, a jeszcze większe ochłodzenie może nam przynieść końcówka września.
– Dyspozycję złożyły u nas największe spółdzielnie: Czechów, Czuby, Lubelska Spółdzielnia Mieszkaniowa oraz Kolejarz – wylicza Piotr Krzysztof Kuty z Lubelskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej.
W piątek rano ciepłe żeberka mają przywitać mieszkańców spółdzielni mieszkaniowej Rudnik.
Miejska spółka zajmująca się dystrybucją ciepła kupuje je w dwóch źródłach: elektrociepłowni na Wrotkowie i mniejszej, na terenie dawnej Fabryki Samochodów. Właśnie stąd ciepło trafia do sieci mierzącej prawie 440 kilometrów i ogrzewającej ćwierć miliona mieszkańców Lublina.
– Dzwonią już do nas mieszkańcy kolejnych spółdzielni – przyznaje rzecznik LPEC. Spółka radzi dzwoniącym, żeby o włączenie ogrzewania prosili bezpośrednio zarządców budynków.