Mąż nie chciał rozmawiać z mediami. Powiedział, że w ministerstwie obiecali mu, że jak będzie siedział cichutko, to oni mu za to załatwią inny duży kontrakt – mówi Ewa Izdebska, wdowa po właścicielu firmy E&K zamieszanego w jedną z najgłośniejszych afer ostatnich lat.
1241 respiratorów na zlecenie Ministerstwa Zdrowia miała dostarczyć firma E&K z Lublina. Umowa została podpisana w 2020 roku, w szczycie pandemii koronawirusa. O miał być sprzęt ratujący życie. Właściciel E&K był Andrzej Izdebski. Otrzymał od razu 154 mln zaliczki, a jeżeli wywiązałby się z zamówienia, to cały rachunek wyniósłby 200 mln zł.
Afera respiratorowa
Ale E&K dostarczyła tylko 200 urządzeń. Niekompletnych i bez gwarancji. Nie można było ich użyć w szpitalach. Izdebski oddał tylko część pieniędzy. Ministerstwo Zdrowia nadal nie odzyskało ponad 50 mln zł.
Problem w tym, że w czerwcu Izdebski zmarł. Jego ciało zostało sprowadzone z Albanii, skremowane w Łodzi i pochowane w Lublinie.
W sumie do Polski trafiło 472 respiratory. Były dwie licytacje tego sprzętu, ale nawet po zaniżonej cenie nikt się nie zgłosił.
Teraz Ewa Izdebska, wdowa po Andrzeju po raz pierwszy mówi szeroko o tej sprawie i mężu. W wywiadzie udzielonym Wp.pl Przyznaje, że przywykł do tego, że media nazywały go „handlarzem bronią”, bo faktycznie tym się zajmował. Wysyłał sprzęt do najdalszych zakątków świata. Pani Ewa zapewnia, że wszystko odbywało się legalnie. Ale przypomnijmy, że w przeszłości Izdebski był na międzynarodowej czarnej liście za dostarczanie uzbrojenia do krajów objętych embargiem.
Ewa Izdebska
Jak to się stało, że firma która nigdy nie handlowała sprzętem medycznym, wzięła się za respiratory? Pani Ewa wyjaśnia, że do sprowadzenia takich maszyn, których akurat brakowało na rynku, potrzebne były kontakty jej męża.
- Mąż się strasznie przejął, gdy wybuchła pandemia, że tu ludzie będą umierać. I że trzeba natychmiast ściągać respiratory. Zaczął to załatwiać przez różnych znajomych z całego świata. Jedno, co mnie dziwiło, to po co w takich ilościach. Ale Andrzej stwierdził: "minister powiedział, że tyle trzeba, to trzeba" – wyznaje kobieta.
Dodaje, że kiedy część respiratorów było już w Polsce, to ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński zaczął wycofywać się z umowy. Od wybuchu afery Andrzej Izdebski nigdy się do niej nie odniósł.
- Mąż nie chciał rozmawiać z mediami. Powiedział, że w ministerstwie obiecali mu, że jak będzie siedział cichutko, to oni mu za to załatwią inny duży kontrakt – mówi kobieta.
Opisuje także jak dowiedziała się o śmierci męża i co działo się potem. Okazuje się, że kobieta nigdy nie została przesłuchana w tej sprawie. - Tylko dzwonili do mnie chyba z policji, wypytywali o pogrzeb i gdzie mąż jest pochowany. I poprosili o ten dokument z ambasady, żeby mogli wycofać list gończy – ujawnia.
Niedawno do śmierci Izdebskiego odniósł się Janusz Cieszyński. To obecnie minister w Kancelarii Premiera i to on w 2020 roku podpisał umowę z E&K. - Nie znałem i nie znam okoliczności śmierci pana Andrzeja Izdebskiego. Nigdy się tymi szczegółami nie interesowałem. Nie znałem tego człowieka przed tym, zanim został nam zarekomendowany – mówi polityk i dodaje, że o śmierci kontrahenta MZ dowiedział się z mediów. - Nie czuję ulgi z powodu śmierci kogokolwiek. Zrozumiałem natomiast, że w naturalny sposób stanę się adresatem tego rodzaju pytań – dodał Cieszyński.