Spodnie za 60 zł, kozaki za 100 zł. A będzie jeszcze taniej. Ruszyły wyprzedaże. Na pierwszy ogień poszła odzież i obuwie.
– Wyprzedaże to świetna rzecz, zawsze z nich korzystam. Najczęściej kupuję bluzki i torebki. Warto poczekać, żeby kupić upatrzoną rzecz za dużo niższą cenę – uśmiecha się Monika Kłysiak, uczennica z Lublina.
W większości lubelskich sklepów odzieżowych i obuwniczych można już korzystać z wyprzedaży. Na razie obniżki sięgają 30–50 proc. Kozaki, które kosztowały 250 zł można kupić za 125 zł. Nie brakuje też innych okazji: za 60 zł kupimy spodnie damskie, za które zapłacilibyśmy wcześniej 120 zł. Za 150 zł kupimy buty na wysokim obcasie, które kosztowały 270 zł.
– Mamy promocję na ubrania, akcesoria, buty. Musimy sprzedać wszystko z poprzedniej kolekcji. Później ceny na artykuły, które cieszyły się mniejszym zainteresowaniem, spadną nawet o 75 proc. – wyjaśnia Weronika, sprzedawca w sklepie Cropp Town w Centrum Handlowym Corner.
Sklepy ze sprzętem RTV i AGD jeszcze czekają. W hipermarketach E. Leclerc i Tesco wyprzedaże też zaczną się dopiero w styczniu.
Podobnie jest w innych miastach Lubelszczyzny. W Chełmie i Zamościu obniżki dotyczą głównie branży odzieżowej. Większość handlowców zapowiada jednak, że wyprzedaże ruszą na całego po Nowym Roku.
Tymczasem, specjaliści od praw konsumenckich przypominają, że najważniejszy jest zdrowy rozsądek.
– Przede wszystkim należy się zastanowić, czy dany towar jest nam naprawdę potrzebny. A jeśli tak, to sprawdzić, czy w innym sklepie taki sam produkt nie jest przypadkiem jeszcze tańszy – mówi Ewa Wiszniowska, dyrektor lubelskiej delegatury Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Koniec roku to idealny moment dla handlowców, żeby pozbyć się towaru. – Coraz więcej osób woli przeczekać świąteczną gorączkę i zrobić zakupy trochę później. A przy okazji oszczędzić – mówi Paweł Majtkowski, główny analityk Expandera.
Nie zawsze towar z wyprzedaży rzeczywiście kosztuje mniej niż wcześniej. Na takich praktykach w poprzednich latach UOKiK przyłapał m.in. hipermarket Real i Leclerca z ul. Zana.
– Cena promocyjna była wyższa niż przed promocją. A tuż przed reklamowaną obniżką cena nagle była podnoszona tak, by można było później wykazać, że produkt staniał – przypomina Wiszniowska.