Miasto nie chce zastosować się do wezwań wojewody, który zaapelował o zmianę wadliwych uchwał Rady Miasta dotyczących sprzedaży alkoholu. Sprawa może trafić do sądu.
- Jeśli napiszecie, jakie są przepisy, to wszyscy, którzy mają koncesję wydłużą godziny handlu - krzyczała na nas Maria Jamińska, która odpowiada w Ratuszu za wydawanie takich zezwoleń.
Urząd Miasta działa na podstawie uchwał lubelskich radnych sprzed kilkunastu lat. Ale te przepisy nijak się mają do konstytucji. Bo mówi ona wyraźnie, że swobodę działalności gospodarczej może ograniczać jedynie sejmowa ustawa. Przyznała to sama Jamińska.
Potwierdził to wojewoda. Po naszych artykułach napisał do prezydenta miasta list, w którym domagał się zmiany wadliwych przepisów. Ratusz niemal od razu zapowiedział, że swych błędów nie naprawi.
- Powiecie "prawo jest prawem”, bo tak jest wam aktualnie wygodnie - oburzał się na nas Antoni Chrzonstowski, zastępca prezydenta Lublina, odpowiadając na pytania Dziennika (treść korespondencji publikujemy obok). Prezydent odpisał wojewodzie, że uchwała była wydana na podstawie sprzecznego z konstytucją przepisu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości. I to ustawa powinna być zmieniona.
- Ani Ustawa o wychowaniu w trzeźwości ani Ustawa o swobodzie działalności gospodarczej nie dają lokalnym władzom prawa do ustalania godzin handlu alkoholem - mówi tymczasem Tomasz Wronka z biura prasowego Ministerstwa Gospodarki.
Jak długo miasto będzie utrudniać pracę sklepów? - Uchwały radnych możemy zaskarżyć do sądu. Czy to zrobimy? Decyzji jeszcze nie ma - mówi Krzysztof Komorski, rzecznik wojewody.
Władze miasta tłumaczą, że ograniczanie czasu sprzedaży alkoholu ma zapobiegać awanturom i bijatykom w pobliżu nocnych sklepów. Choć nawet Sąd Najwyższy w swym wyroku stwierdził, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Bo to nie sklepy są winne, ale ich klienci.
Jak wiele jest takich burd? - Zdarzają się interwencje. Czasem jedna, dwie w ciągu nocy, czasem nie ma ich wcale - mówi Agnieszka Pawlak z policji. •