Rozmowa z Piotrem Tomalą z Lublina, szefem programu Polski Himalaizm Zimowy
• W poniedziałek poinformował pan o przełożeniu zimowej wyprawy na K2 na kolejny rok. Skąd taka decyzja?
– W tej chwili nie mamy odpowiednio mocnego składu, który najbliższej zimy mógłby pojechać na K2 i realnie myśleć o przeprowadzeniu ataku szczytowego. Część uczestników ubiegłorocznej wyprawy wykruszyła się, głównie z powodu kontuzji. A żeby wziąć udział w ekspedycji, muszą być w stu procentach zdrowi.
Mamy grupę młodych wspinaczy ze sporym potencjałem, którzy mają na koncie wiele przejść, ale nie mają doświadczenia w górach wysokich. Potrzebują jeszcze wypraw unifikacyjnych, muszą przespać się na wysokości powyżej 7 tys. metrów, wejść na 8 tysięcy. Takiego doświadczenia nie da się zebrać dopiero podczas docelowej wyprawy.
W szerokim gronie rozważaliśmy różne możliwości, włącznie ze wzmocnieniem polskiej ekipy wspinaczami z zagranicy. Finalnie doszliśmy jednak do wniosku, że rozsądniej będzie przełożyć wyprawę. Góra musi poczekać, a my mamy czas, żeby solidnie się przygotować. To była bardzo trudna, ale odpowiedzialna decyzja.
• Kto z tamtego składu nie może pojechać w tym roku?
– Nie chciałbym rzucać nazwiskami, ale uczestnictwa nie zadeklarowało pięciu kolegów.
• Czy w tym gronie jest Denis Urubko, który w atmosferze skandalu opuścił poprzednią wyprawę? Gdy rozmawialiśmy przed rokiem, nie wykluczał pan dalszej współpracy.
– I podtrzymuję to stanowisko. Ale Denis ma swoje plany, o których niedawno informował (najbliższej zimy planuje wziąć udział w wyprawie na Broad Peak – przyp. aut.). Rozmawiałem z nim, jesteśmy w kontakcie i wszystko jest sprawą otwartą.
• Wracając do decyzji o przełożeniu waszej wyprawy, nie chodziło o kwestie finansowe?
– To nie jest tak, że fizycznie mamy pieniądze. Ale wszystko jest dogadane i gdybyśmy ogłosili wyjazd zgodnie z wcześniejszym planem, mielibyśmy zapewnione finansowanie. Pierwszego dnia wiosny w przyszłym roku będziemy mogli więc usiąść do rozmów ze sponsorami, o ile oczywiście najbliższej zimy K2 pozostanie niezdobyty.
• A zanosi się na to? Wy zmieniacie plany, ale inni pewnie będą próbować…
– Ekipa rosyjsko-kazachsko-kirgiska, której nie udało się zdobyć szczytu tej zimy, zapowiedziała powrót pod K2 za rok. Zostawili depozyt w Paksitanie. Podobnie odgrażał się Hiszpan Alex Txikon. Słyszałem też o planach wyprawy francusko-nepalskiej. Ale nikt jeszcze nie ogłosił oficjalnej decyzji.
• Jak liczne jest zatem grono, które bierzecie pod uwagę w kontekście wyprawy zimą 2020/2021?
– W marcu zorganizowaliśmy obóz szkoleniowo-wspinaczkowy w Tatrach. Wzięło w nim udział 16 osób, ale pełna lista jest dłuższa i wymaga jeszcze weryfikacji. Myślę, że planując wyjazd, będziemy mieli do dyspozycji ponad 20 wspinaczy.
• Czy w tym gronie, poza panem, jest ktoś związany z naszym regionem?
– Mamy mistrzynię świata we wspinaczce na czas - Olę Rudzińską. Kilka innych dziewczyn systematycznie punktuje w Pucharze Świata. Do Klubu Wysokogórskiego Lublin należy ponad 150 osób, które jeżdżą w góry, zbierają doświadczenia i szkolą się. Jest to „narybek” na przyszłość, ale w tym momencie nie ma w tym gronie kandydatów do udziału w tego typu wyprawach. Liczę jednak, że za kilka lat ktoś taki się znajdzie.