• Na okładce swojego nowego albumu ucharakteryzowała się pani na Fridę Kahlo z jednego z jej autoportretów. Dlaczego?
– Kiedy, jako młoda dziewczynal, poznałam malarstwo Fridy, od razu się w nim zakochałam. To artystka genialna i o bardzo ciekawym życiorysie. Zawsze mi się podobała wizualnie: ta drapieżna uroda, twarz nie do zapomnienia.
• Nie bez znaczenia jest też fakt, że to malarka meksykańska?
– Oczywiście, ja do Meksyku jeżdżę, Meksyk kocham. W ubiegłym roku byłam nawet bliska zakupienia tam ziemi i wybudowania domu, tak, żeby pół roku mieszkać tam i pół roku w Polsce i mieć przez dwanaście miesięcy lato. Ostatecznie nic z tego nie wyszło.
• Ale wyszedł pani świetny solowy longplay w klimacie latynoskim.
– Na tę moją fascynację Fridą i Meksykiem nałożyła się znajomość z osiadłym w Polsce Kubańczykiem Reiem Ceballo, niezwykle utalentowanym aranżerem. I tak gdzieś dwa lata temu, od słowa do słowa, zrodził się pomysł na taki latynoski materiał.
• Poprzedni, solowy album „Ja pana w podróż zabiorę” wydała pani dokładnie dziesięć lat temu. Zupełnie inny, ale równie piękny jak to, co robiła pani z Maanamem. Dlatego od kilku lat chodziło za mną pytanie, dlaczego Kora częściej nie wykonuje takich skoków w bok.
– A za mną chodził w tej sprawie Mateusz [Labuda, menedżer Maanamu i Kory – red.]. i pytał: Kiedy wreszcie nagrasz płytę solową? Tak było od co najmniej pięciu lat. Nim doszło do współpracy z Reiem, przewinęło się mnóstwo pomysłów i propozycji. Nic mi nie pasowało. Przede wszystkim to, że musiałabym do zupełnie nowych kompozycji pisać teksty.
• Jak to, przecież pisze pani słowa piosenek nie od dzisiaj!
– Tak, ale mam to zarezerwowane dla Maanamu i jest to dla mnie ogromny wysiłek i wyzwanie. Ile tego można napisać, żeby nie było to sztampowe, banalne, o dupie-marynie? Ile wierszy pisze nasza wspaniała poetka Wisława Szymborska? Ja nie umiem pisać hicików. Jak zabieram się za teksty do piosenek Maanamu, to nie wiem, czy piszę jakiś przebój. Słucham muzyki, skomponowanej zwykle przez Marka, i staram się opisać słowami te dźwięki. Wydaje mi się, że gdybym stworzyła solowy album z rozmaitymi kompozytorami, to potem nie mogłabym już niczego zrobić z Maanamem. A bardzo chcę.
• To co panią powodowało, żeby zrobić ten album?
– Chęć, żeby sprawdzić się jako wykonawczyni. Nauczyć się innego repertuaru, dając wyraz swoim fascynacjom muzycznym. A poprzez niektóre piosenki złożyć hołd pewnym bliskim mi osobom, z którymi te utwory kojarzę.
• Z którego klucza znalazł się na „Ola ola!” przebój Niemena „Pod Papugami”?
– To piosenka mojego dzieciństwa. Utwór magiczny. Współautor tekstu Bogdan Choiński był znanym warszawskim oryginałem. Eksperymentował z najdziwniejszymi używkami. I przez nie się zawinął.
• A „Nim zakwitnie 1000 róż”?
– Od wczesnej młodości uwielbiam Wandę Warską, jej kompozycje, wspaniały głos i styl bycia. A ta piosenka zawsze robiła na mnie największe wrażenie.
• Sięgnęła pani też po bardzo stare utwory o diametralnie odmiennej od Maanamowej estetyce – „To tango jest dla mojej matki” i „Serce matki”.
– Bo to piękne w swojej prostocie piosenki o matce. Dedykuję je mojej matce, za którą boleśnie tęsknie od trzydziestu lat.
• No i są tu również nowe, latynoskie wersje przebojów Maanamu – „Krakowski spleen”, „Wyjątkowo zimny maj”, „Paranoia”, „Jeszcze jeden pocałunek” i „Słońce jest okiem Boga”.
– Je nagraliśmy jako pierwsze, trochę na zasadzie próby, żeby sprawdzić, jak się pracuje z naszym Kubańczykiem.
• I okazało się, że pracuje się na tyle dobrze, aby zrobić cały longplay?
– Rei okazał się zupełnie cudowną postacią. Poza wspaniałym wyczuciem stylu, jest niezwykle sprawny technicznie, warsztatowo. To było fascynujące patrzeć, jak on pracuje. On się nie chował nigdzie, nie wracał do domu, żeby coś tam analizować. Na naszych oczach, w trakcie sesji nagraniowej, od ręki zmieniał orkiestracje, instrumentacje. A trzeba wiedzieć, że zagrało tu ponad dwudziestu muzyków.
Praca nad tym albumem jeszcze raz uświadomiła mi, jak wspaniałą rzeczą jest muzyka! Krawiec z tego samego materiału może uszyć coś równie ładnego, ale mniejszego. W przypadku muzyka to jest tak, że z czegoś nawet bardzo małego, skromnego aranżacyjnie, można zrobić coś wielkiego. To fenomenalne.