Osiem tysięcy kaset wideo zatytułowanych "Świnia trojańska”, krąży po polskich wsiach. Dokument przekazany przez Instytut Ochrony Zwierząt USA przedstawia przemysłowy tucz trzody chlewnej w "systemie lagun”. Ubocznym efektem tej działalności jest degradacja przyrody oraz lawinowy wzrost depresji, chorób oczu i układu oddechowego okolicznej ludności.
- "System lagun” jest zabójczy dla środowiska naturalnego - przekonuje Tom Garrett z amerykańskiego Instytutu Ochrony Zwierząt. - Dla lokalnej gospodarki również. Zyskuje na nim jedynie zachłanna korporacja. Drobni farmerzy nie mają szans, aby z nią konkurować, więc ich gospodarstwa upadają. W ślad za nimi upadają lokalne banki, firmy, szkoły. I dlatego chcieliśmy polskich rolników
ostrzec przed klęską.
W 1982 r. w stanie Karolina Płn. rozpoczęta została wielkoprzemysłowa hodowla trzody chlewnej w systemie lagun. Gigantyczne chlewnie i ubojnie nie mogłyby jednak rozpocząć swojej działalności, gdyby farmerzy z okolicy zaczęli protestować przeciwko ich budowie. Realizację projektu rozpoczęto więc od promocji nowego pomysłu i zmiany regulacji prawnych. Jeden z senatorów zaangażował się w to przedsięwzięcie i doprowadził do powstania 24 nowych aktów prawnych. Unicestwiły one szanse farmerów na powodzenie walki z korporacją.
Dzięki temu firma Smithfield Foods opanowała 85 proc. produkcji wieprzowiny, a po 15 latach jej działalności w stanie Karolina Płn. 27,5 tys. farm zastąpionych zostało 2 200 gigantycznymi chlewniami hodującymi od 50 tys. do nawet 850 tys. tuczników.
Ścieki
Ścieki to nie jedyny problem. Na co dzień wydobywający się z gnojowicy azot zatruwał powietrze. W efekcie nasycenie roślin azotem było tak wielkie, że krowy pasące się na okolicznych pastwiskach zdychały zatrute.
Przedostający się do wód gruntowych azot, a także siarkowodór i aminokwasy doprowadziły do rozwoju bardzo niebezpiecznych mikroorganizmów wodnych. Powodują one nie gojące się rany u ryb i łowiących je rybaków. Spożywanie takich ryb wywołuje zmiany w ludzkim mózgu. Zatrucie wody, powietrza i ziemi w okolicach świńskich lagun przynosiło także inne dolegliwości fizyczne i psychiczne.
Najgorszy jest smród
Po kilku latach zostaje już tylko smród. W rolniczych stanach Ameryki upadek tysięcy farm pociąga za sobą upadek obsługujących je banków i innych przedsiębiorstw produkujących na ich potrzeby. Upada gastronomia, turystyka, spadają ceny nieruchomości. Ludzie wyprowadzają się, zamykane były więc szkoły, kościoły, instytucje kulturalne. A kiedy zostawał już tylko smród, megafermy przenosiły się do kolejnego stanu, a później do Kanady i do Brazylii.
Gdzie pojawią się teraz? Gdziekolwiek się pojawią - oznacza to tę samą degradację środowiska naturalnego i upadek drobnej przedsiębiorczości. I, jak przestrzegają Amerykanie, nie oznacza to
żadnej korzyści dla konsumentów.
Trudno też mówić o walorach smakowych tak powstającej wieprzowiny. Szanujące się amerykańskie restauracje nie chcą z niej korzystać. Tymczasem Amerykanie przestrzegają, że "świńskie korporacje” już
szykują się do inwazji na Polskę.
- Działalność korporacji uderza nie tylko w środowisko naturalne - przestrzega prof. Kennedy. - Ona godzi w fundamenty demokracji, której podstawą są wolność i równość, a są one odbierane pozbawianym źródeł utrzymania farmerom. Wielkoprzemysłowa hodowla świń daje żywność złej jakości i nie prowadzi do obniżki jej cen. Prowadzi do bogactwa grupkę ludzi, a całe rzesze innych stają się zbędnymi "odpadami społecznymi”.
Smithfield Foods w Polsce
- Nigdy nie byłem w Ameryce, nie mogę więc komentować opowieści pana Kennedy'go - mówi Piotr Błoński, dyrektor gospodarstw Animex Wielkopolska. - Nasze gospodarstwo nie jest żadnym zagrożeniem dla środowiska naturalnego. Hodujemy świnie tradycyjnie, na ściółce. Powstający w ten sposób obornik wykorzystywany jest do nawożenia pól. Nie ma u nas problemów z gnojowicą.
Opinie o systemie \"lagun”
- Tak intensywna hodowla świń byłaby zagrożeniem dla naszego regionu. Mamy jednak nadzieję, że nasze rolnictwo nie pójdzie w takim kierunku. Nasza uczelnia skierowała już do instytucji Unii Europejskiej projekt rozwoju rolnictwa ekologicznego na Lubelszczyźnie. Jego realizacja dawałaby nie tylko zdrową żywność, ale wiązałaby się również z ochroną zasobów naturalnych oraz miejsc pracy na wsi.
Teresa Królikowska - wicemarszałek woj. lubelskiego
- Mocną stroną naszego regionu jest czyste środowisko naturalne i musimy go bronić. Musimy dbać o rozwój, ale musi to być rozwój zrównoważony. Nie można dopuścić do degradacji obszarów wiejskich, które są naszym największym bogactwem.
Barbara Sikora - wicewojewoda lubelski
- Nie wiem, jaka jest skala tego zjawiska, ale jestem przekonana, że mieszkańcy wsi nie są w stanie sami konkurować z wielkoprzemysłowym tuczem świń. Obawiamy się inwazji korporacji, ale skuteczną dla nich barierę prawną muszą stworzyć ekolodzy i politycy.