– Baby się nie chwali za żywota. Chłopa też. Będzie widać, jak coś zrobi – mówi o swoim sołtysie Jan Boś z Andrzejowa. Na Mariana Widza nikt we wsi nie da złego słowa powiedzieć. Jeden po drugim stoją za nim murem i wierzą w dobre posłowanie.
Andrzejów to mała wieś pod Godziszowem. Jedziemy piękną drogą wśród pól, lasów i kapliczek. Jest parę minut po ósmej, a pod figurką świeże kwiaty. Domy zasobne, obejścia posprzątane. Niektóre nie gorsze jak w Holandii. W sklepie Jana Bosia pytamy o dom sołtysa.
– Za kościołem, za remizą, po prawej. Poznacie, bo przed chałupą sołtysa kawałek płotu z cementu, kawałek z drzewa. Na podwórku stoi zielony Fiat 125 p – tłumaczy Jan Łukasik.
Sołtys dla wsi dobry?
– Dobrze sołtysuje. Panie, on jest człowiek biedny, jak ja. Swój. Złego słowa nie dam na niego powiedzieć – dodaje Łukasik.
Dobry zięć
Aniela Kaproń kończy doić krasulę. Po podwórku roznosi się zapach świeżego mleka. Sołtysa jeszcze nie ma. Siadamy na ławeczce.
– Panie, ja mam 75 lat. Mnie już bliżej, niż dalej. Na ludzi patrzę: jeden lepszy, drugi gorszy. A gdzie mnie oceniać!
• A Marian z tych lepszych czy gorszych?
– Czemu, dobry zięć. Chętny do roboty. A roboty – jest! Trzy morgi obrobić, krasula, trzy świnki, podatek zebrać, drogi opatrzyć...
• A ojciec dobry?
– Dzieci pytajcie.
Lubi schabowe i na gitarze gra
Siadamy w chałupie. Widzowie mieszkają w jednym pokoju z kuchnią. W drugim mama. Marian z Czesią śpią w kuchni, dzieci – Justyna, Jacek, Mariusz i Michał – w pokoju. Na ścianach święte obrazki, na stole elektryczne organy.
– Gram w kościele, śpiewam, córka Justyna też się uczy. Jak idę do komunii, ona zagra akordami – mówi Czesława Widz.
– Ja jestem chłopak z Godziszowa. Miałem trzy zespoły: Elastrik, Brox, trzeci bez nazwy. Grałem na basie. Muzyka to rodzinna sprawa. Dziadek Andrzej Widz pięknie grał na skrzypcach. Synowie próbują na klarnecie. Marzy mi się rodzinne granie – opowiada sołtys.
Sołtys od muzyki bardziej kocha konie.
– Kiedyś nimi handlowałem. Teraz nie handluję, bo pieniędzy nie ma, zresztą koń tani.
Kocha i wymaga
– W życiu najważniejsza jest rodzina – mówią zgodnie oboje.
A co o sobie sądzą nawzajem? Proszę o pięć największych zalet i wad.
Czesława o Marianie:
– Szczery, prawdomówny, towarzyski, wymagający, kochający.
A wady?
– Wymagający, za dużo pali...
Marian o Czesi:
– Wierna, uczciwa, uczulona na krzywdę ludzi, dobra gospodyni, dobrze gotuje.
Wady:
– Na spacer ciągnie, czepia się, godzinę tłumaczy, co zrobiłem źle...
Jakie mają plany?
– Jeszcze się uczyć. Chcemy zrobić licencjat z bibliotekoznawstwa. Szkołę pomaturalną w tym zakresie zrobiliśmy. Mąż ma za sobą semestr studiów teologicznych w Sandomierzu. Może wróci do tego – mówi Widzowa.
– Dzieci wykształcić. Uczą się bardzo dobrze – mówi Widz.
– Dom rozpoczęty, dwa lata w ziemi stoi, bo brak pieniędzy, żeby skończyć – dodaje Widzowa.
Widzowie nie kryją, że im się nie przelewa.
Czesława w szkolnej bibliotece zarabia 800 zł. Marianowi z zebranego podatku średnio niewiele ponad 200 zł wychodzi. Pieniądze matki idą na lekarstwa. Najdroższa jest nauka. Ledwo na ciuch zostanie.
Wypiłem, siadłem, złapali, pokutuję
O alkoholowej wpadce mówią niechętnie.
– Przydarzyło się. Nie jemu pierwszemu i nie ostatniemu. A prasa robi z tego sensację, jakby największą krzywdę komuś zrobił. Dalibyście spokój – mówi Widzowa.
– Co tu gadać. Rzadko piję. Wypiłem piwo w sklepie przy browarze w Janowie. Siadłem za kółkiem. Złapali. Dostałem rok w zawieszeniu. Kara mi się kończy za dwa miesiące. Odpokutowałem. Teraz pokutuję w prasie – dodaje Widz.
Tu, jak dziś siedzicie, miał być Żywiec i Lepper
Choć od śmierci Józefa Żywca minęło kilka dni, Marian Widz nie może dojść do siebie.
– O tu, jak siedzicie i rozmawiamy miał być Żywiec z Lepperem. Jeszcze pamiętam, jak byłem rano w dniu śmierci w jego biurze w Lublinie. Spokojny był, opanowany, uśmiechnięty, nic nie zapowiadało tragedii – wspomina Widz.
• Ale się napił, siadł za kierownicę i się zabił...
– Straszne! Straszne! – powtarza Widz.
Nazajutrz po śmierci Żywca zadzwonił do Widza ktoś z lubelskiej Samoobrony i powiedział: „No Marian, jesteś w kolejce po Żywcu”.
• Panie Marianie, wierzy pan w Leppera? Nie boi się jego dyktatorskich metod.
– Wierzę w niego. Wierzę, że receptę na Polskę ma – wyznaje Widz.
• Potrafi mu się pan postawić, jak nie będzie miał racji?
– Byliśmy u niego z żoną w Warszawie. Bardzo długo rozmawialiśmy. Szczerze, do bólu. Przewodniczący mi imponuje. To prawda, że ostry jest. Ale wierzę, że jak pokażę mu swoją rację, przyjmie argumenty.
Murem za sołtysem
Na drodze spotykam rodzinę Oleszków. Idą w pole.
• Dobry sołtys?
– Trochę za chudy. Jak na poselskiej diecie przytyje, będzie w sam raz – śmieje się Jan Oleszko.
– Oryginał. Dobre pomysły ma. Pomocny ludziom. Tylko, że w tej jego Samoobronie źle idzie. Inne partie się łączą, a tam coraz kogoś Lepper wyrzuci, do innych partii uciekają – ocenia Stanisław Breś.
W sklepie Bosiów zastaję kilku chłopów. Pytam co myślą o alkoholowej wpadce i awansie sołtysa.
– Jak ktoś ciągle po pijaku jeździ, to go nie złapią. Jemu się przydarzyło raz, złapali. A i tak wszyscy gadają, że go konkurent do wyborów wystawił – tłumaczy Edward Tumiło.
– Wykazał się jako sołtys. Będzie dobrym posłem – uważa Jan Łukasik.
– Wie, co boli ludzi. Zrobi wszystko, żeby pomóc – dodaje Henryk Dorocha.
– Pisz pan, co chcesz. Biedy doznał. O ludziach nie zapomni – tłumaczy Jan Pac.
– To nasz człowiek. Swój. Jak szukacie haka – nie znajdziecie! Nie ma! – krzyczy Łukasik.
– Udało mu się, to teraz będą mu forsy zazdrościć. Ale nie my! – wola Pac.
– To poseł naszej niedoli – mówią na koniec jeden przez drugiego.
Czy to możliwe, żeby nikt nic do Widzowi nie miał? Może poprzedni sołtys Jan Moskal?
– Złego słowa nie powiem. Lepszy ode mnie.
Niech najpierw w swoim obejściu posprząta
– Ja tam posła, co po pijaku jeździ, nie chcę. Niech sobie najpierw dom pobuduje, porządek w obejściu zrobi, potem posłuje. Tylko niech pan nie pisze mojego imienia. To mała wieś – mówi spotkany przy drodze kilkunastoletni chłopiec.
Milczenie proboszcza
Idziemy do księdza proboszcza Mariana Jabłońskiego.
• Proszę księdza, jesteśmy z Dziennika, chcemy zapytać o sołtysa, co posłem zostanie. Cieszy się ksiądz?
– Nic o swoich parafianach do prasy nie będę mówił.
Ksiądz proboszcz – jako jedyny we wsi – zatrzaskuje nam drzwi przed nosem.
Posłem musi być!
W południe w trzech sklepach piwo cieszy się dużym wzięciem. Chłopi ocierają pot z czoła i politykują. Jest głośno.
– Samoobrona i Solidarność... Jedno na S, drugie na S – i takie samo s..! Ale Widzowi dajcie spokój. Posłem musi być! – krzyczą.