Byłoby nienormalne, gdyby nie pojawiały się w moim życiu wątpliwości. Każdy z nas je pewnie ma. Ale kończąc czas mojego powołania wiem, że dokonałem właściwego wyboru, że poszedłem swoją drogą. I takiej "swojej” drogi życzę wszystkim ludziom. By w święta, myśląc o własnym życiu, takim, jakie ono jest, jak je sobie ułożyli, mogli się do siebie szczerze i serdecznie uśmiechnąć.
• Jak wejść w świąteczny nastrój, skoro na głowie mamy zakupy, sprzątanie, do tego mnóstwo spraw, które trzeba załatwić przed końcem roku...
- Spokojnie, ze wszystkim zdążymy. Nic nam nie ucieknie. To właśnie ten czas, żeby się zatrzymać i wyciszyć. Cały rok pędzimy, pędzimy. Za czym? Właściwie każdy za tym samym, choć pewnie każdemu wydaje się, że jego cel jest wyjątkowy. A to bieg za pieniędzmi, sukcesem, sławą, karierą. Za czymś, co, jak sądzimy, przyniesie nam szczęście, spełnienie.
• I przynosi?
- Właśnie nie. Przychodzi taki moment, wcześniej czy później, że mamy już ten wymarzony dom, samochód, czy wysokie stanowisko. I okazuje się, że nie jesteśmy z tego powodu ani lepsi, ani szczęśliwsi. Często jest jeszcze gorzej, bo z tym osiągniętym celem przychodzi pustka, której nie potrafimy niczym wypełnić. Nie ma za czym biec, do czego dążyć. Zatraca się sens życia.
• Jest na to jakaś recepta?
- Ja takiej nie mam. Zresztą, recepty, superporadniki to też pułapka. "Jak być szczęśliwym”, "Jak się podobać”, "Jak awansować” - atakują nas tytuły światowych bestsellerów. Kupujemy je, czytamy, próbujemy postępować w zgodzie z zaleceniami. Stajemy się niewolnikami idealnych rozwiązań. I co się okazuje? Że ani szczęścia na horyzoncie nie widać, ani niczego, co nam książki obiecywały. Czujemy się oszukani. A to po prostu życie, którego nie da się zaplanować poradnikowym szablonem. Każdy musi znaleźć swoją drogę, swój sposób na życie.
• Ksiądz znalazł taki sposób?
- Jakiś pomysł na życie mam. Czy zresztą pomysł? Odnalazłem w sobie pasję, która pozwala mi cieszyć się życiem, czyni je w jakiś sposób pełnym. Ta pasja to malarstwo.
• Kiedy ksiądz zaczął malować?
- To było tak dawno, że już nie pamiętam. W szkole byłem tym uczniem, który za wszystkich robił rysunki. A potem do malowania zachęcił mnie ksiądz Malarz w Puławach. Pod jego okiem namalowałem swoje pierwsze kwiaty: białe chryzantemy.
• Potem były też kwiaty. I tylko kwiaty.
- Faktycznie, namalowałem kilka tysięcy obrazów i na wszystkich są kwiaty. Maluję je z wyobraźni, tak, jak je widzę i czuję w swojej duszy. Wieczorem, po całym dniu siadam do sztalug i już ważne są tylko kwiaty. Tak, w przyjemny sposób kończę dzień. To moja intymna rozmowa z samym sobą, wyciszenie przed snem.
• Ale te kwiaty nie wyglądają na "uśpione”? Wręcz przeciwnie, sprawiają wrażenie, jakby były w ciągłym ruchu.
- Niektórzy mówią, że moje kwiaty tańczą. Ja myślę, że one po prostu żyją. To ruch życia, który powstaje w mojej wyobraźni. Można też powiedzieć inaczej: ten ruch napędza mnie do życia, nie pozwala mi stać w miejscu, roztkliwiać się nad sobą. Dzięki temu z radością patrzę w przyszłość, emerytura mi niestraszna. Wiem, że to nie będzie bezczynny czas.
• Z malarskiej pasji księdza zrodził się pomysł, by wyszukiwać i promować artystyczne talenty.
- Myślę, że w każdym z nas drzemie jakiś talent. Problem w tym, żeby go odkopać i dobrze w życiu spożytkować. Dlatego razem z lubelskim Caritasem i zaprzyjaźnionymi plastykami zaprosiliśmy uczniów ze wszystkich szkół na Lubelszczyźnie, by przysyłali nam do 20 lutego swoje prace. To może być grafika, obraz lub rzeźba. Wszystkie dzieła pokażemy na specjalnej wystawie. A potem młodych artystów zaprosimy na plener integracyjny, gdzie pod okiem fachowców będą szlifować swoje umiejętności.
• Każdy ma szansę zaistnieć?
- Każdy. A wszyscy utalentowani młodzi ludzie będą przez nas dalej prowadzeni, tak by ich talent miał możliwość pełnej realizacji. To wielki dar od Stwórcy i nie można go zmarnować. Chcę pomóc wydobyć go na światło dziennie. By błyszczał pełnym blaskiem.
• A w tym gorącym przedświątecznym okresie znajduje ksiądz czas na malowanie?
- Oczywiście. Pasja mnie wycisza, relaksuje. Ale pozwala też na chwilę przedświątecznego skupienia.
• W kościele czuć już święta?
- Trwają rekolekcje, wierni robią rachunek sumienia, spowiadają się. Święta sprzyjają refleksji.
• Zdarza się, że ksiądz odmawia rozgrzeszenia?
- Czasem jest tak, że musze przeprosić i odmówić, bo tak każe mi prawo kanoniczne. Ale to rzadkie sytuacje.
• A ciężko dźwigać potem ten worek z ludzkimi grzechami?
- Spływa na nas w czasie spowiedzi wiedza, którą musimy potrafić udźwignąć, choć to bywa niełatwe. Ale cóż ja mogę? Spróbować zrozumieć człowieka ze wszystkimi jego słabościami. I współczuć, że życie układa się ludziom w bardzo skomplikowany sposób, że sobie w tym życiu nie radzą. Nie jestem sędzią ludzkich sumień, a jedynie pośrednikiem między człowiekiem a Bogiem. Tylko tyle i aż tyle, bo to przecież niezwykła rola.
• Trudna rola, bo świąt nie spędzi ksiądz z rodziną...
- Gdy byłem młodszy jeździłem do rodziców. Potem pojawiło się zbyt dużo obowiązków w parafii. Święta to dla mnie rodzaj posługi. Służę moim wiernym i robię to z radością. Nie czuję się samotny w święta. Spędzam razem z parafianami pasterkę, w pierwszy dzień świąt będą śluby, chrzty, same radosne wydarzenia. Na pewno pójdę na świąteczny obiad do sąsiadów. Porozmawiamy, pośmiejemy się, pośpiewamy kolędy. Jak w rodzinie.
• W świąteczny wieczór nie będzie refleksji: mogłem pójść inną drogą, mieć żonę, dzieci?
- Jestem tylko człowiekiem. Byłoby nienormalne, gdyby nie pojawiały się w moim życiu wątpliwości. Każdy z nas je pewnie ma. Ale kończąc czas mojego powołania wiem, że dokonałem właściwego wyboru, że poszedłem swoją drogą. I takiej "swojej” drogi życzę wszystkim ludziom. By w święta, myśląc o własnym życiu; takim, jakie ono jest, jak je sobie ułożyli mogli się do siebie szczerze i serdecznie uśmiechnąć.