Był deszczowy, jesienny wieczór. W monachijskim mieszkaniu przerobionym na malarską pracownię przy sztalugach siedział młody malarz Maksymilian zwany Maksem. Nie wyglądał na swoje 26 lat, przedwcześnie podstarzały, z długą zmierzwioną brodą i ciągle kaszlący – sprawiał wrażenie człowieka przynajmniej po czterdziestce. Tylko żarliwe, błyszczące pasją oczy zdradzały młodego i przy tym niepokornego ducha. Od kilku miesięcy malarzowi dokuczała nawracająca gruźlica, ciągły, głęboki i wyniszczający kaszel odbierał mu siły. W rogu sąsiedniego pokoju stał fortepian, widać było, że gospodarz lubi muzykę. Sąsiedzi wielokrotnie słyszeli, jak z pasją grywał Chopina i czasami Wagnera i robił to naprawdę znakomicie, widać było, że ma ku temu uzdolnienia i od dziecka musiał ćwiczyć grę, aby osiągnąć taką perfekcję.
Dwa tygodnie temu opisywaliśmy jak wyglądał wybuch i początek Powstania Styczniowego na obszarze dzisiejszego powiatu puławskiego. Dziś kontynuujemy opowieść o powstańcach i ich losach.