Marcin gra na charango, Adam na gitarze, a Zosia na flecie. Wszyscy też śpiewają, zresztą podobnie jak mama Asia i maluchy: Antoś i Krzyś. Kuba i tata Jerzy nie udzielają się muzycznie, ale wspierają duchowo resztę rodziny. Wspólnie mogliby stworzyć pewnie niezły zespół muzyczny, ale wolą kolędować.
Jeśli komuś wydaje się, że dziś prawdziwych kolędników już nie ma, nie trafił jeszcze na rodzinę Szerafinów. Wystarczy na nich popatrzeć, żeby zrozumieć, że to co robią, traktują bardzo poważnie. Nie oczekują prezentów, raczej sami obdarowują. Niosą ludziom dobrą nowinę i radość, która wypełnia ich serca w świątecznym okresie.
W bloku babci
Niedziela, dwa dni po Bożym Narodzeniu, godzina 12. Szerafinowie przed chwilą wrócili z kościoła. Wszyscy spotykają się w salonie, wspólnie zasiadają do stołu. Za dwie godziny wyruszą na obchód po sąsiadach. W pomysłowych przebraniach, zrobionych przez mamę, z instrumentami przy boku i uśmiechem na ustach. Na czele pójdzie Zosia. Poniesie gwiazdę.
Joanna, mama: - Wszystko zaczęło się bardzo spontanicznie. Śpiewaliśmy przy stole, przy Wigilii. Zapraszaliśmy też znajomych na wspólne kolędowanie połączone z poczęstunkiem i nagle postanowiliśmy wyjść do ludzi. Pierwszy raz był trzy lata temu. Babcia była trochę przeciwna, bo to w jej bloku zaczynaliśmy...
Jerzy, tato: - Chyba bała się reakcji sąsiadów. Mówiła, żeby pójść gdzieś indziej.
Joanna: - Ale jak zobaczyła, że ludziom się spodobało i pozytywnie to odebrali, zmieniła zdanie. Nawet sama się zaangażowała, zaczęła wyszukiwać stroje, pomagać nam w przygotowaniach.
Charango
W domu Szerafinów kolędy śpiewają wszyscy. Mama, Marcin i Zosia należą nawet do chórów, gdzie regularnie ćwiczą. Kuba i Jerzy też radzą sobie całkiem dobrze, ale nie kolędują.
Kuba, 19 lat: - Jesteśmy z tatą trochę mniej uzdolnieni muzycznie, może też nie tak bardzo otwarci, wolimy nasze śpiewanie zachować dla siebie.
Jerzy: - Ale jednocześnie wspieramy resztę rodziny i utożsamiamy się z tym, co robią, bo to w pewien sposób zgadza się z naszym poglądem na życie.
Niezwykle istotną rolę odgrywają instrumenty. Najwięcej gra Marcin. Na gitarze, ukulele i charango. To ostatnie sprowadził specjalnie z Argentyny. Dotarło akurat tydzień przed świętami, więc był czas, żeby je wypróbować i trochę poćwiczyć. Charango ma pięć par strun, dźwięczne brzmienie i idealnie nadaje się do radosnych kolęd. Chwyty są zupełnie inne, ale Marcinowi to nie przeszkadza. Błyskawicznie nauczył się na nim grać.
Różnice
Antoś, 7,5 roku, kilka miesięcy do 8: - Dzięki temu, że Marcin dostał charango jest jeszcze jedna, nowa kolęda do śpiewania, której jeszcze do tej pory nie śpiewaliśmy.
Marcin, 18 lat: - To kolęda z Hiszpanii. Bardzo piękna i wesoła. To jest ciekawe, że te kolędy są w innych warunkach tworzone i przez to zupełnie inne. Nasze są z nadzieją, poważne, dostojne, a tamte są bardzo radosne i skoczne.
Adam, 14 lat: - Ja gram na gitarze. Trochę mi zajęło, zanim się nauczyłem. Najpierw próbowali mnie zachęcić Marcin, tata, ale strasznie mi nie szło, nieraz mnie bolały palce od łapania chwytów. Szybko się do tego zniechęciłem, aż w końcu Zosia zaczęła grać i sobie pomyślałem: "no nie, tak być nie może, muszę się nauczyć, nie będę gorszy”.
Zosia gra na flecie, uczy się w kółku muzycznym, ale nie zamierza rozstawać się z gitarą. Wspólnie z Szerafinami kolędują także bliscy. Brat cioteczny Filip gra na wiolonczeli, a siostra Tosia na skrzypcach. W tym roku dołączyły Cecylia, koleżanka Marcina wraz z siostrą Jadzią i Olą.
Prawdziwa radość
Ważne jest też przygotowanie odpowiednich strojów. Rodzina stawia na spontaniczność i kreatywność. Wykorzystuje to, co ma wokół siebie.
Zosia, 11 lat: - To mama się tym głównie zajmuje. Mi zrobiła strój z firanki.
Joanna: - Ale wszyscy pomagają. Dzieci zrobiły gwiazdę, babcia wyszukała futrzane czapy i kożuszek. Z roku na rok jest łatwiej, bo tych strojów jest więcej, zostają z poprzednich lat.
Jerzy: - Wsparł nas nawet ksiądz proboszcz, który dorzucił od siebie kapelusz i czapkę ormiańską.
Joanna: - W naszym kolędowaniu ważne jest takie odniesienie do tradycji. Dużo jest pięknych, polskich tradycji, które teraz nie bardzo są kultywowane. Są tak trochę przykrywane jakimiś innymi naleciałościami. Wydają się niemodne, bardziej podobają się piosenki świąteczne w stylu Jingle Bells, a nasze kolędy mają przecież taką głęboką treść i prawdę, one wszystkie mówią o narodzeniu Jezusa i to jest właściwie tym źródłem radości. To takie odniesienie do Świętej Rodziny, która była pełna radości, ale źródłem tej radości nie były jakieś wielkie bogactwa, bo przecież byli w stajence, w skromnych warunkach, ale ta radość płynęła ze wspólnego przebywania razem, z miłości, z obecności. Także z narodzin tego dzieciątka, które darzyli wielką miłością. To jest taka radość prawdziwa, bo owszem, są inne radości, ale to są takie namiastki. Że są jakieś tam prezenty, że ktoś coś tam dostanie, z tego można się ucieszyć, ale to nie daje pełni.
Wyjątkowy czas
Ludzie różnie reagują. Zazwyczaj ciepło i serdecznie, ale czasem zamykają się w sobie, nie otwierają drzwi i nie wpuszczają gości do swoich mieszkań.
Marcin: - Psami nikt nas jeszcze nie poszczuł. Ale są sytuacje, które zapadają w pamięć. Ja na pewno zapamiętam, jak pewna starsza para ze wzruszeniem nam dziękowała, widać było, że sprawiliśmy im sporo radości i to też nas samych uszczęśliwiło.
Joanna: - To jest taki wyjątkowy czas, kiedy się otwieramy na innych. To, że zostawiamy wolne miejsce przy stole, to wszystko się wpisuje w naszą polską tradycję, która jest wspaniała, bogata, otwarta na drugiego człowieka i na to, co on ze sobą wnosi. Żeby nie być samotnym egoistą, tylko otwierać się na innych. Może to troszkę za dużo powiedziane, może patetycznie, to są takie proste rzeczy, ale bardzo ważne. Miłe jest, jak ktoś przyjmie, zaprosi do środka, ucieszy się.
Przekazać innym
Antoś: - Ja bardzo lubię kolędować, lubię śpiewać. W zerówce chodziłem do kółka muzycznego, chciałbym dalej się uczyć, może w chórze?
Krzyś, 6 lat: - Ja też lubię. Ale trochę się zmęczyłem, jak przeszliśmy dwa albo trzy bloki.
Joanna: - A co lubisz najbardziej?
Krzyś: - Najbardziej podoba mi się, że dostaliśmy coś w koszyczku. I dostaliśmy też kilo cukierków.
Antoś: - Pieniądze też dostaliśmy.
Marcin: - Zastanawialiśmy się nad ich przeznaczeniem. Część pójdzie pewnie na ewangelizację. Jesteśmy członkami wspólnoty neokatechumenalnej, to bardzo nam pomaga. Rodzice są dwadzieścia kilka lat na Drodze, ja z Kubą już kilka lat, teraz Adam dołączył niedawno. Poprzez śpiewanie pieśni czy kolęd też uczestniczymy w tej ewangelizacji. Ale z drugiej strony warto też pogłębiać relacje między sobą, bo to całe kolędowanie to też wspaniała przygoda w gronie najbliższych. Myślę, że może wszyscy razem pójdziemy na pizzę albo kupimy sobie jakąś planszówkę. Chodzi o to, żeby robić coś razem i te relacje pogłębiać.
Joanna: - Chłopcy jeżdżą na różne wyjazdy, pielgrzymki, światowe dni młodzieży. Również biorą instrumenty, śpiewają, nawet na placach czy stacjach benzynowych. To też jest taki znak, jakby jedności z papieżem Janem Pawłem II, który mówił o tym, że jest czas, żeby głosić ewangelię na dachach. Trzeba to pokazywać, bo ludzie uważają, że chrześcijaństwo jest smutne, staromodne, a my się tego nie wstydzimy, bo tym żyjemy, dlatego chcemy to ogłaszać. Przekazać innym, jako naszą najlepszą wartość.