Wszyscy uczniowie szkół już od najbliższego poniedziałku uczyć będą się w sposób zdalny. To nowa sytuacja dla uczniów klas I-III szkół podstawowych. Starsi pracują w ten sposób już od dwóch tygodni. Wiadomo, że e-lekcje odbywać będą się do końca listopada. W to, że w grudniu dzieci wrócą do szkolnych ławek nikt jednak nie wierzy.
Z powodu epidemii szkoły działały w internecie od połowy marca do końca roku szkolnego. Nie obyło się bez kłopotów. Uczniowie narzekali na to, że są przeciążeni nauką. Rodzice narzekali, że muszą uczyć dzieci, które nie są w stanie przyswoić pobieżnie realizowanego materiału. Nauczyciele podkreślali, że dzieci niechętnie biorą udział w lekcjach, a prace klasowe bardzo często robią za nich rodzice. Mieszkający poza dużymi miastami skarżyli się na problemy z dostępem do sieci.
Tak było
W połowie maja do szkół wrócili uczniowie klas I-III. Pozostali rozpoczęli wakacje, nie wracając już do szkolnych ławek.
Jeszcze w trakcie trwania e-lekcji pojawiły się pierwsze próby ich podsumowania. W raporcie „Kształcenie na odległość w Polsce w czasie pandemii Covid -19”, wykonanym przez prof. Sylwię Jaskulską i prof. Barbarę Jankowiak (UAM), wykazano, że polscy nauczyciele uznali, że kształcenie na odległość raczej pogłębia różnice między uczniami, niż je wyrównuje.
Z badania ankietowego przeprowadzonego w trakcie pandemii przez twórcę dziennika elektronicznego VULCAN wraz z Zakładem Badań nad Procesem Uczenia się (UAM w Poznaniu) wynikało, że ponad 60 proc. uczniów określiło, że wolałoby wrócić do szkoły, niż dalej uczyć się zdalnie. Pozostałe osoby wolały naukę zdalną od tej w szkole (1/4 z nich zadeklarowała, że taka forma nauki im się nie podoba, ale jest lepsza od lekcji w szkole). Ponad 90 proc. badanych oceniło, że nauka zdalna nie jest dla nich technicznie trudna, a nawet, jeśli czasem jest, to i tak sobie „jakoś radzą”. Tylko 9 proc. uczniów deklarowało, że czasem ma problemy techniczne, których nie potrafi samodzielnie rozwiązać.
Tak jest
Przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego odbyła się gorąca dyskusja o tym, czy szkoły powinny zostać otwarte, czy też 1 września powinien rozpocząć się zdalnie. Zwolennicy takiego rozwiązania argumentowali, że epidemia nie wygasła i szkoły mogą stać się ogniskami koronawirusa. Przeciwnicy tłumaczyli, że dzieci nie mogą być pozbawione kontaktów w rówieśnikami, a z lekcji stacjonarnych wyniosą więcej niż z tych zdalnych.
Szkoły wznowiły działalność po cichu. W większości nie było akademii z okazji rozpoczęcia zajęć. Wprowadzono za to regulaminy funkcjonowania poszczególnych placówek w czasie epidemii. W większości na szkolnych korytarzach i w tzw. miejscach wspólnych obowiązkowe były maseczki. Starano się zachować dystans. Obowiązkowa była dezynfekcja. Do szkół nie mogli wchodzić też rodzice i osoby „z zewnątrz”.
Mimo to, niemal od razu poszczególne placówki oświatowe z powodu kolejnych zakażeń koronawirusem zaczęły przechodzić na nauczanie hybrydowe lub zdalne. Takich przypadków było coraz więcej.
21 września w województwie lubelskim 24 placówki prowadziły nauczanie zdalne lub hybrydowe. 16 października było ich już 124.
Ostatecznie uczniowie starszych klas szkół podstawowych oraz szkół średnich rozpoczęli nauczanie zdalne 24 października. W całym kraju w e-lekcjach bierze udział około 3,8 mln uczniów. Początkowo taka forma nauki miała być prowadzona do 9 listopada. Teraz ten czas wydłużono do 29 listopada.
Nauka na błędach
– Tamten rok szkolny to było pójście na żywioł. Nic nie działało dobrze. Nauczyciele i uczniowie uczyli się zdalnej pracy na własnych błędach. Było bardzo trudno, ale wszyscy wyciągnęli lekcje z tego trudnego czasu – uważa Iza Fuglewicz, mama dwojga uczniów szkoły podstawowej z Lublina. – Teraz to wszystko funkcjonuje już znacznie lepiej. Dla mnie najważniejsze jest to, że nauczyciele nie korzystają już z wielu platform spotkań zdalnych. Wszystko dzieje się w jednym miejscu i zgodnie z normalnym planem lekcji. Nie jesteśmy już zaskakiwani mailami po godzinie 23, że jakaś lekcja zacznie się o 8 rano. Dzięki temu dzieci mogą same organizować swój dzień nauki i nie jesteśmy im już w tym potrzebni.
– W tamtym roku, zwłaszcza w pierwszych tygodniach zdalnego nauczania, nauczyciele nie działali wspólnie, przez co dzieci pracowały od świtu do nocy, żeby wyrobić się z odrobieniem wszystkich zadanych prac. Teraz to wygląda inaczej – opowiada lekarz ze szpitala przy ul. Jaczewskiego w Lublinie, a prywatnie ojciec trójki uczących się dzieci. – Teraz wszystkie prace domowe i klasówki są wpisywane do dziennika elektronicznego i nauczyciele różnych przedmiotów mają do tego wgląd. Dzieci nie są obciążone nadmiernie zadaniami. Mogą pracować same. Dzięki temu po powrocie do domu mogę odpocząć, a nie angażować się w pomaganie im. Oczywiście niektóre kwestie, zwłaszcza z matematyki, muszę im wytłumaczyć, ale nie jest to już dla mnie tak bardzo absorbujące jak poprzednio. Właściwie nic już nie odbiega od tego, co dzieje się w moim domu, gdy dzieci normalnie chodziły do szkoły.
W szkole było fajniej
Częściowo zadowoleni są też sami uczniowie.
– Nauka przebiega normalnie. Nie dzieje się nic złego – podsumowuje uczeń III Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie. – Jedyne, na co możemy narzekać, to to, że w szkole było jednak fajniej. Coś się działo na przerwach. Chodziliśmy gdzieś razem po lekcjach. Mieliśmy ze sobą większy kontakt. Oczywiście jesteśmy z klasą w stałym kontakcie na naszej wewnętrznej grupie, ale to nie jest to samo.
– Najbardziej brak mi w-f i meczów piłki ręcznej – przyznaje uczeń Szkoły Podstawowej nr 34 w Lublinie. – Szkoda biegania po korytarzach. Ale bardzo źle nie jest. Po południu spotykam się z kilkoma kolegami na dworze. Ale trzymamy odstęp, żeby było bezpieczniej. Raczej już nie gramy w piłkę, tylko jeździmy na hulajnogach.
Egzaminy
Mniej powodów do zadowolenia mają za to uczniowie przygotowujący się do majowych egzaminów: ósmoklasiści i maturzyści. Minister edukacji i nauki zapowiedział, że to oni wrócą jako pierwsi do szkół, kiedy tylko pojawi się możliwość pracy stacjonarnej.
– Sam pomysł, by do szkół jako pierwsi wrócili uczniowie, których czekają egzaminy, jest bardzo dobry. W tamtym roku staraliśmy się w domu przygotować starszego syna do czekających go egzaminów i było to bardzo trudne. Nie mam pomysłu, jak teraz przygotować do tego samego młodszego syna, skoro przed nami jest wizja nie jednego, a dwóch semestrów nauki zdalnej – uważa pani Barbara, mama ósmoklasisty i licealisty z klasy pierwszej.
– Jestem załamana – przyznaje Maja, maturzystka z jednego z prestiżowych lubelskich ogólniaków. – Szkoła zdalnie, korepetycje zdalnie. A ja nie bardzo potrafię sama pracować. Nie wiem, jak przygotuję się do egzaminu. Chciałabym się dostać na medycynę, ale chemia nie jest moją najmocniejszą stroną. Boję się, że nie przygotowuję się na tyle dobrze, żeby dostać się na uniwersytet. Właściwie to teraz bardziej niż uczyć to siedzę i to wszystko przeżywam.
Stąd pojawiające się głosy, żeby w tym roku zrezygnować z prowadzenia egzaminów na zakończenie szkoły. Minister Przemysław Czarnek taką możliwość wykluczył, ale przyznał, że rozpoczęły się prace, podczas których określony zostanie zakres materiału potrzebny do zdania matury i napisania egzaminu ósmoklasisty. Materiał ma być adekwatny do tego, co uczniowie mogą przerobić podczas zdalnych lekcji.
Ograniczenie wymagań
– To bardzo dobry pomysł – mówi Mirka Błażejewicz, mama maturzysty z Lublina. – Mój syn chodzi do jednej z najlepszych szkół, ale mimo ogromnych starań nauczycieli wciąż ma braki. W pierwszej klasie z powodu niekorzystnego układu kalendarza i strajku nauczycieli stracił ponad miesiąc nauki. W drugiej klasie z powodu pandemii przez prawie cały semestr uczył się zdalnie. W tym roku zdalna nauka zaczęła się już na samym początku. Ograniczenie wymagań jest jedyną możliwością na to, by dzieci w ogóle zdały egzaminy.
W internecie trwa zbiórka podpisów pod petycją o nieprzeprowadzanie w tym roku szkolnym ustnych egzaminów maturalnych.
– Przeprowadzanie lekcji za pomocą różnych platform internetowych, mimo największych starań nauczycieli, nie są idealną alternatywą dla nauki w szkołach i nie są w stanie przygotować nas porządnie do matury. Nawet gdybyśmy wrócili do szkół, cztery miesiące w roku 2019/2020 przepadły. Nie wiemy, co nowy rok przyniesie, bo wszystko zmienia się dramatycznym tempie, ta niepewność wiąże się też z dodatkowym stresem, który wierzę, że jesteśmy w stanie zmniejszyć przez odwołanie matury ustnych też w tym roku szkolnym – argumentują pomysłodawcy akcji.
Petycję dotychczas podpisało ponad 30 tys. osób.
Tak będzie
Od poniedziałku zdalnie pracować będą także uczniowie tzw. nauczania wczesnoszkolnego. Mowa o około 1,1 mln uczniów klas I-III szkół podstawowych. Szkoły podstawowe będą miały jedynie obowiązek zapewnienia funkcjonowania świetlic szkolnych, w szczególności dla uczniów, których rodzice są bezpośrednio zaangażowani w walkę z pandemią COVID-19.
– Trudno mi skomentować tę decyzję – przyznaje pani Katarzyna. – Mam dwoje dzieci w nauczaniu wczesnoszkolnym. Oboje z mężem pracujemy we własnych firmach. Od dawna zastanawialiśmy się, co zrobimy, kiedy dzieci będą musiały uczyć się z domu, bo nie mieliśmy wątpliwości, że wcześniej czy później to będzie nieuniknione. Obserwując rosnącą liczbę zakażeń, dziwiliśmy się nawet, że taka decyzja nie zapadła wcześniej. Niby więc nie jesteśmy zaskoczeni i rozmawiamy o tym od dawna, ale jeszcze nic nie postanowiliśmy ostatecznie. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie się do nas jednej z babć, żeby dopilnowała dzieci, gdy będziemy w pracy. Ze względu na wiek seniorek, to nie byłoby jednak najbezpieczniejsze rozwiązanie. Być może tak to się jednak skończy, bo z pracy nie chcielibyśmy zrezygnować. Na podjęcie decyzji mamy jeszcze dwa dni.
– Nie mogę pracować zdalnie, bo jestem ekspedientką – mówi pani Ewa, mama drugoklasisty z Lublina. – Także nie mam wyboru i przejdę na zasiłek żeby siedzieć w domu z synem i pomagać mu w ogarnięciu zdalnej nauki. Nie ukrywam, że się z tego powodu nie martwię. Wprawdzie mój dochód będzie niższy, ale ponieważ nie jesteśmy jeszcze zamknięci w domach i po południu będziemy mogli wychodzić na spacery, to będzie dla mnie taki dodatkowy czas dla rodziny. Liczę na to że „przy okazji” posprzątam w szafach i pawlaczach i umyję okna, bo takie prace zawsze odkładałam na później. A syn już planuje, co mu będę gotować na śniadania – dodaje ze śmiechem.
Sprzęt i miejsce
– Udało się w tamtym roku, to uda się i teraz. Będziemy z mężem opiekować się uczącymi się zdalnie dziećmi na zmianę. Nie skaczemy z tego powodu pod sufit, ale mamy pandemię i rozumiemy, że to jest konieczne – dodaje Magdalena Wierzchom, mama trójki dzieci. – Cieszymy się, że w wakacje przewidzieliśmy, że nauka zdalna będzie kontynuowana i udało nam się uskładać pieniądze na jeszcze dwa laptopy. Przynajmniej dzieci nie będą miały problemów z nauką przez telefony, na których wyświetlaczu niewiele widać. Wraca natomiast problem z brakiem miejsca. Najlepiej byłoby, żeby dzieci mogły uczyć się w osobnych pokojach, żeby sobie nie przeszkadzać. Takiej możliwości jednak nie mamy. Jedno będzie musiało w tym czasie siedzieć w kuchni, w której będę też wtedy ja albo mąż, żeby nie przeszkadzać temu, kto będzie w dużym pokoju. I obawiamy się, bo to będzie potencjalnym powodem do rodzinnych niesnasek. Ale musimy to jakoś przetrwać.
Bez zmian
Nauka i opieka dla dzieci w przedszkolach, oddziałach przedszkolnych w szkołach podstawowych i innych formach wychowania przedszkolnego pozostaje bez zmian.
– Cieszę się, bo mam w domu dwoje dzieci uczących się zdalnie. Najmłodsza córka będzie mogła chodzić do przedszkola, więc nie będzie mi się kręcić i przeszkadzać – śmieje się mama przedszkolaka z ulicy Radzyńskiej w Lublinie. – Ale nie mam złudzeń, że taki stan rzeczy potrwa dłużej. W tym tygodniu mieliśmy już w przedszkolu kwarantannę. Nawet jeśli nie będzie następnej, to pewnie przedszkola wcześniej czy później zostaną zamknięte, bo epidemia nie zwalnia.
Stacjonarnie, tak jak do tej pory, pracować będą również szkoły specjalne w młodzieżowych ośrodkach wychowawczych i młodzieżowych ośrodkach socjoterapii. Dyrektorzy szkół specjalnych, specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych i ośrodków rewalidacyjno-wychowawczych, a także szkół specjalnych w podmiotach leczniczych i jednostkach pomocy społecznej, będą mogli sami w tym okresie decydować o trybie nauczania.
Dla uczniów, którzy ze względu na niepełnosprawność lub np. warunki domowe nie będą mogli uczyć się zdalnie w domu, dyrektor szkoły będzie zobowiązany zorganizować nauczanie stacjonarne lub zdalne w szkole (z wykorzystaniem komputerów i niezbędnego sprzętu znajdującego się w szkole).
Dużo tych tłumaczeń
– Chyba wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że wcześniej czy później przejdziemy całkowicie na nauczanie zdalne – komentuje polonistka z jednej z podstawówek w centrum Lublina. – Akurat moją szkołę koronawirus szczęśliwie omijał, ale to, co działo się w innych wskazywało na to, że taka decyzja powinna być podjęta znacznie wcześniej. Chorowali rodzice uczniów, uczniowie i nauczyciele. Jeśli chodzi o mnie, to zdalne nauczanie kosztuje mnie wiele nerwów. W klasie widzę wszystkich uczniów. Widzę, że ktoś jest znudzony i ziewa, pisze pod ławką w telefonie, czy gada. Mogę reagować. Teraz miewam wrażenie, że mówię w próżnię. Większość uczniów nie ma kamerek. Staram się wchodzić z nimi w interakcje. Pytam po imieniu o różne rzeczy. Wywołuję. W wielu szkołach były bardzo duże kłopoty z kadrą uczącą. Teraz, kiedy możemy pracować z domu, albo ze szkoły, ale bez bezpośredniego kontaktu z dziećmi, będzie dużo bezpieczniej.
– Czy łatwiej? – dopytuję.
– Na pewno nie. Bywa, że uczeń się nie zgłasza. Po chwili mówi, że był w ubikacji, albo „nie miał głosu” czy „stracił zasięg”.
Tych tłumaczeń jest bardzo dużo. Za każdym razem uspokajam się w myślach, żeby nie zareagować ostro i nie powiedzieć wprost, że w niektóre tłumaczenia po prostu nie wierzę. Często czuję się też jak na cenzurowanym.
– Dlaczego?
– Bo mam świadomość, że to, co mówię może słyszeć wielu rodziców. Boję się, że się przejęzyczę albo będę mieć jakąś językową wpadkę. I z tego strachu to mi się niestety zdarza. Ale konkretnych wpadek nie podam – zastrzega nauczycielka.
Nauczyciele, z którymi rozmawialiśmy wczoraj, przyznają, że cieszy ich zapowiedź programu 500 plus dla pedagoga. Tak nazywają zapowiedź premiera dotyczącą tego, że każdy nauczyciel będzie miał możliwość zrefinansowania 500 zł kosztów sprzętu elektronicznego niezbędnego do nauki zdalnej.
– Nie znamy jeszcze szczegółów. Nie wiemy, co będzie można kupić za te pieniądze. Na nowy laptop to zdecydowanie zbyt mało, ale dobrze, że w ogóle mowa o jakichkolwiek pieniądzach. Dotychczas koszty nauki zdalnej musieliśmy ponosić sami. Dobrze, że ktoś się wreszcie zorientował, że warto wprowadzić zmiany i nas wesprzeć – mówi anglista uczący w dwóch szkołach średnich w województwie lubelskim. – Z drugiej jednak strony obawiam się, że podniosą się głosy oburzenia, że rodzice takiej pomocy do zdalnego nauczania nie dostali i jesteśmy uprzywilejowani. Bo oczywiście tego, ile naprawdę zarabiamy i ile tak naprawdę czasu poświęcamy na nauczanie, zwłaszcza zdalne, nikt tak naprawdę nie bierze pod uwagę.
Co dalej?
– Nie wierzę w to, że w grudniu wrócimy do szkół – mówi anglista. – Pandemia nie skończy się nagle. Gdybym miał się zakładać, to termin zakończenia zdalnego nauczania będzie przesuwany. Mam tylko nadzieję, że nie o dwa tygodnie. tylko o co najmniej miesiąc. Oczywiście, każde prognozowanie to wróżenie z fusów, ale obstawiam, że przed Wielkanocą tradycyjnej nauki nie będzie.
– Ten semestr na pewno będzie zdalny – uważa Magdalena Wierzchom, mama trójki dzieci. – Nie sądzę, żeby w tym roku dzieci wróciły do szkół. A jeśli już, to tak jak zapowiadał minister, ósmoklasiści i maturzyści. Ja do tej listy dodałabym także uczniów klas I – III. Uważam, że rządowi będzie zależało na jak najkrótszym wypłacaniu zasiłków dla rodziców, dlatego będą chcieli, żeby te dzieci jak najszybciej wróciły do szkoły. Nie sądzę, żeby to było jednak możliwe w tym semestrze.