O przydrożnych krzyżach i kapliczkach opowiadają Mikołaj Spóz, regionalista i Robert Och, historyk.
Często są to obiekty, które dziś znajdują się na rozstajach polnych dróg, a więc trudniej dostępne. Wiele takich krzyży czy kapliczek wchłonęło miasto, które zawłaszczało wsie i przestrzeń podmiejską i dziś kapliczki lub krzyże znajdują się w jego centrum, przytłoczone przez bloki mieszkalne czy obiekty handlowe.
W obronie
Święty Jan Nepomucen obecny jest na terenach przy Wiśle. Rzeka była nieujarzmiona, groźna, powodzie wdzierały się w życie tych, którzy wzdłuż niej mieszkali. Święty miał chronić ich przed żywiołem. Jego figurki znajdziemy w wielu miejscowościach nad Wisłą.
W połowie wysokości wiślanej skarpy, dziś na placu przy kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny święty Jan Nepomucen patrzy niespokojnie czy Wisła nie wzbiera. W dolnej części cokołu, na którym strzeże brzegu znaleziono cegłę z datą 1899.
- W Puławach, przy ulicy 6 Sierpnia, przy drodze dawno temu prowadzącej do portu, stała kapliczka. Z czasem pochyliła się tak, jak i drzewo, które obok rosło i otulało ją konarami - mówi Mikołaj Spóz. - Drzewo wycięto i kapliczkę wyremontowano - dodaje Spóz. - Podczas remontu odsłoniła się tablica z krzyżem karawaka.
Karawaka, inaczej krzyż choleryczny lub morowy ma dwie poprzeczki z których górna jest krótsza. Miał przede wszystkim chronić przed zarazą, nagłym zgonem, klęską. Często na jego ramionach umieszczana była modlitwa.
- Zarówno Puławy jak i okolice na przestrzeni dziejów często były dziesiątkowane przez epidemie - dodaje Spóz. - Kiedyś tędy wędrowali ludzie do portu a ci, którzy przypłynęli Wisłą szli do miasta. Ta migracja sprawiała, że zaraza się roznosiła. Kapliczka w tym miejscu była ważna. Właśnie takie wznoszono w miejscach zarazy.
Cholera wróciła do Puław w 1892 roku, akurat wtedy kapliczkę odnowiono. Czytamy więc napis PO: 1852 OD: 1892. Są to daty postawienia i odnowienia. Kapliczek w mieście jest więcej. Jedna jest przy dzisiejszej ulicy Norblina i ma na krzyżu widoczne przestrzeliny. Niemcom w zasadzie nie przeszkadzały takie pamiątki kultu czy przeszłości, ale jak widać potrafili do nich strzelać. A może nie Niemcy tylko Rosjanie?
- We wsi Smogorzów po drugiej stronie Wisły stała stara kapliczka - opowiada Robert Och, historyk. - Nawet wielu mieszkańców okolicy nie umiało wskazać drogi do niej i nie mieli pojęcia w jakiej intencji została postawiona. Dopiero starsza kobieta wiedziała. Pokazała drogę do kapliczki, która ofiarowana była św. Janowi.
Kapliczka oparta o zieloną ścianę lasu datowana jest na XVII lub XVIII wiek i figurki świętego Jana wcale już w niej nie ma. Może była kiedyś i komuś się spodobała. Dziś jest w niej Chrystus Frasobliwy wyrzeźbiony w drewnie. Trwa wśród ciszy i kilku girland sztucznych kwiatków.
- Legenda głosi, że ufundowała ją dawna dziedziczka Smogorzowa - mówi Robert Och. - Długo nie mogła doczekać się potomstwa i ślubowała, że zbuduje kapliczkę. Z wielkim mozołem nosiła w fartuchu cegły do tego miejsca, aż wreszcie kapliczka została zbudowana, a jej prośba wysłuchana. Wkrótce urodziła trzy córki. Jedna z nich - Aniela, na gruntach należących do majątku Smogorzów, założyła wieś Anielin. W 1886 roku Anielin obejmował 385 mórg ziemi i mieszkało tam 20 osadników z rodzinami. Ale zastanawiam się, dlaczego święty Jan miałby być patronem kobiet, które nie mogły mieć dzieci? Nie wiem - dziwi się historyk.
W Klikawie, tuż za Górą Puławską, stoi murowany krzyż. Robert Och ujawnia prawdziwą intencję, dla której został wzniesiony. Jest zgodna z prawdą historyczną, chociaż nie wszystkim się podoba.
- Pojechaliśmy tam na rekonesans historyczny z Piotrem Wiąckiem - opowiada. - Skończyliśmy rozmawiać z jednym z mieszkańców, ale on jakoś nie chciał jeszcze z nami się rozstać i pyta, czy widzieliśmy krzyż powstańczy. Jeśli nie, to on nam to miejsce pokaże. Pojechaliśmy i zobaczyliśmy ten właśnie murowany krzyż przy drodze, na wzgórku, a na nim tylko data "19 lutego/2 marca 1864 roku”. Nasz rozmówca utrzymywał, że jest to pamiątka bitwy, jaka tu się rozegrała w Powstaniu Styczniowym.
Robertowi Ochowi nie dawała jednak spokoju ta podwójna data. W dodatku, jako historyk wiedział, że ważniejsze działania bitewne Powstania Styczniowego miały miejsce do jesieni 1863 roku. I bitwa pod Klikawą odbyła się w sierpniu 1863 roku. Oddział Kajetana Cieszkowskiego "Ćwieka” wracał z Gór Świętokrzyskich żeby przeprawić się przez Wisłę. Ich tropem szli Moskale. Wywiązała się potyczka w której zginął dowódca Rosjan, Polacy odparli atak i przeszli za rzekę.
- Zrozumiałem, że data na krzyżu jest według starego i nowego kalendarza - wyjaśnia Robert Och. - Starym jeszcze posługiwano się w Rosji. Okazuje się, że na krzyżu jest data uwłaszczenia chłopów w Królestwie Polskim. W związku z tym była instrukcja z Moskwy, żeby to wydarzenie upamiętniać budując krzyże i kapliczki dziękczynne. Administratorem tych ziem był w tamtych czasach generał rosyjski. W przekazie mieszkańców jest to krzyż ku pamięci powstańców, jednak w rzeczywistości postawiony został zupełnie w innej intencji. Podobno drugi taki jest na Roztoczu. Nie sądzę, żeby postawili go chłopi z wdzięczności za dekret uwłaszczeniowy - byli też na to za biedni i za ciemni, i ziemie wziąć wzięli, ale cara raczej nie kochali. To raczej to generał w ten sposób kłaniał się zwierzchności w Moskwie.
Na polecenie Bolesława Chrobrego biskup Wojciech płynął Wisłą z Krakowa do Gdańska, stamtąd miał udać się na Prusy szerzyć wiarę wśród pogan. Zatrzymał się nieopodal, na środku Wisły, na wyspie zwanej Jaroszyn. Tam odprawił mszę świętą w otoczeniu ludu. Na pamiątkę tego wydarzenia wzniesiono tam w XI wieku kościół pod wezwaniem świętego Wojciecha.
- Jednak, ponieważ Wisła była rzeką niecierpliwą i kapryśną, co raz z którejś strony kościół podmywała i zalewała - wyjaśnia Robert Och. - W końcu, kiedy w XVII wieku stan wody był bardzo wysoki, świątynia została tak zalana, że nie warto było jej remontować. Zbudowano nową, już nie na wyspie, a na lądzie.
Inny przekaz mówi, że św. Wojciech owszem, zatrzymał się na wyspie, ale mszę odprawił na lądzie, na górze obok miejsca z wielkim kamieniem. I na pamiątkę tego wydarzenia wzniesiono tam drewniany krzyż sukcesywnie wymieniany przez miejscowych.
- U podnóża krzyża, gdzie leży wielki głaz, na którym święty Wojciech wypoczywał, wybijało źródełko - dodaje Robert Och. - Jego woda miała właściwości lecznicze - leczyła choroby oczu i kołtun. Kołtuna nie można było obciąć, bo osoba, która go miała mogła dostać pomieszania zmysłów i epilepsji. Kołtun to były po prostu włosy sklejone i zbite z brudu. Dopiero w dniu św. Wojciecha można było tu w źródełku przemyć oczy albo obciąć kołtun i złożyć go u stóp krzyża. Ksiądz Wiśniewski tak pisze: "…w lesie należącym do pana Lipskiego, stoi drewniany krzyż, do którego na św. Wojciecha schodzą się z dalekich nawet okolic chorzy na kołtun i tu całe worki kołtunów wraz ze skromną ofiara zostawiają wierząc w skuteczność uzdrowienia w tym dniu i miejscu”.
Dziś, kamień jest, krzyż jest, ale źródełka nie ma.
Dziękczynne, albo "ku pamięci” krzyże, kapliczki czy tablice stawiane są i dzisiaj, tak w przestrzeni publicznej jak w miejscach prywatnych. Ta bardzo dawna tradycja nadal jest kontynuowana.