Kiedy proszę go, żeby napisał swoje imię, maluje trzy zawiłe znaczki: zupełnie nie do podrobienia. Kiedy wyjedzie na studia do Japonii, tak właśnie będzie się podpisywał.
Opanował tysiące znaków zupełnie sam.
Pięć lat
- Zaczęło się od tego, że mam rodzinę w Japonii - opowiada Marcin Redo. - Moja ciocia wyszła za mąż za Japończyka i mieszka tam od lat.
I tak jakoś wyszło, że pięć lat temu Marcin postanowił nauczyć się japońskiego.
- Nie mogę powiedzieć, żeby to były lata intensywnej nauki. Czasami uczyłem się po kilka godzin dziennie, czasami robiłem długie, tygodniowe przerwy. W zasadzie to była dość luźna nauka. Ale najwięcej dał mi kontakt z żywym językiem. W ubiegłym roku poleciałem do Japonii na wakacje. Byłem tam ponad miesiąc - opowiada maturzysta z Dęblina.
Punktualny jak Japończyk
Japonia to dla Marcina pozytywny kraj pozytywnych ludzi.
- To przede wszystkim inna kultura, inna obyczajowość, inne spojrzenie na drugiego człowieka - wspomina. - Tam w ogóle wszystko jest inne.
Marcin zwraca uwagę przede wszystkim na... japońskie pociągi i punktualność: - Pociągi przyjeżdżają co do minuty i zatrzymują się w dokładnie wyznaczonym miejscu, tak też otwierają się drzwi: w dokładnie zaznaczonym miejscu na peronie. W Japonii spóźnianie jest w ogóle w złym guście.
Po drugie, na schodach ruchomych wszyscy stają po lewej stronie, żeby prawą swobodnie mogli przejść ci, którym się spieszy.
Po trzecie, Japończycy są bardzo pomocni.
- Zabłądziłem i zapytałem Japończyka o drogę do sklepu, który był dla mnie punktem charakterystycznym i od którego łatwo było trafić do domu. On nie wiedział, gdzie to jest i był bardzo zmartwiony, że nie może mi pomóc. Postanowił więc doprowadzić mnie chociaż do innego sklepu tej sieci.
Dobrze, że zmartwiony Japończyk nie popełnił harakiri.
Znaleźć się w 30 procentach
Marcin mówi, że bardzo łatwo jest się nauczyć mówić po japońsku. Gorzej jest z pisaniem, bo opanowanie kilku tysięcy (!) zawiłych znaków może sprawić problem.
Zwłaszcza że nawet przeciętni Japończycy zaglądają do słownika, kiedy mają coś napisać.
- Czytanie już nie jest problemem, bo jak się widzi znak, to przypomina się jego znaczenie - dodaje Marcin.
Trochę materiałów do nauki podsyłała mu japońska rodzina, chłopak wspomagał się także specjalnym elektronicznym słownikiem. To że świetnie opanował japoński potwierdził egzamin zdany w japońskiej ambasadzie i certyfikat znajomości tego języka!
Taki egzamin zdają przede wszystkim studenci japonistyki (zalicza go około 30 proc. zdających). Marcin był najmłodszy wśród egzaminowanych. Do tego postanowił zdawać od razu na "drugi stopień” (czwarty stopień jest najłatwiejszy, pierwszy najtrudniejszy).
- Kiedy zacząłem planować studia w Japonii, wymagana była przynajmniej "trójka”. Ale pomyślałem, że to za proste i zdawałem od razu na drugi stopień. Ale udało się - mówi skromnie.
Poleci w kwietniu
Najbliższe plany Marcina to studia w Japonii. Egzaminy (matematyka, angielski, japoński, historia powszechna) będą na przełomie grudnia i stycznia. Jeśli je zda i jeśli jeszcze uda się dostać stypendium, to rok akademicki dla Marcina zacznie się w kwietniu.
Tylko nie wiadomo gdzie, bo o uczelni decyduje japońskie ministerstwo edukacji. Podobnie jak o kierunku. - Wybrałem ekonomię, administrację i politologię - zaznacza Marcin.
Studia trwają cztery lata plus rok zerowy dla cudzoziemców. - A potem wracam do Polski i zaczynam pracę. Może uda mi się zaczepić w filii jakiejś japońskiej firmy?
Wyjście awaryjne: stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim.
幵并幺广廾廴
狆疔皃皀絅
臾舁
扞
廴皃广攵皀拜弃