Z Andrzejem Kędziorą, dyrektorem Archiwum Państwowego w Zamościu rozmawiamy o dziele jego życia - Zamościopedii, czyli internetowej encyklopedii poświęconej historii Zamościa i ludzi związanych z miastem.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
• Skąd pomysł na założenie „Zamościopedii”?
- To nie było tak, że oświeciło mnie, siadłem i zacząłem tworzyć encyklopedię. Od szkoły średniej gromadziłem wszystko, co łączy się z Zamościem. Było to zbieractwo początkowo dość naiwne, ale wraz z kolejnymi latami rozrastało się w coraz rozleglejszą polihistoryczną dokumentację. W naturalny sposób mogło to tylko przybrać postać encyklopedii. Po napisaniu iluś tam książek i setkach artykułów, uznałem, że pora na encyklopedię.
Powstała ona w 2000 roku jako papierowa „Encyklopedia miasta Zamościa”, która w 2012 roku doczekała się drugiego wydania. W tzw. międzyczasie powstała też „Encyklopedia Ludzi Zamościa”. Razem to około 2 tysięcy stron. Wtedy powiedziałem sobie: koniec. Przez rok trwała przeprowadzka haseł do Internetu, w którym odkryłem pełnię szczęścia, bo nie ma ograniczeń objętościowych, a w każdej chwili jakiś fakt można dopisać, poprawić, zaktualizować...
• Jak wygląda samo zbieranie materiałów?
- Powiedziałem wcześniej, że to było takie latami totalne gromadzenie, trochę na wyrost, przeszukując biblioteki. Dużo materiału zyskałem przeszukując starą prasę, archiwa, muzea i różne inne instytucje, ale też przepytując także mailowo wiele różnych osób. Od wielu lat nieoceniony Internet. Gdy szukam jakichś informacji i nie znajduję ich, wracam za kilka lat i niespodzianka: już są. Dlatego często wracam do notatek zrobionych 30 lat temu.
• Ile haseł znajduje się w tej chwili w „Zamościopedii”?
- Na dzisiaj to prawie 5,5 tys. haseł. Może nieco więcej powie liczba napisanych znaków: ponad 7 milionów. To ciekawe porównanie, bo według Wikipedii Biblia zawiera 2,5 mln liter. W najbliższym czasie tak wiele haseł nie będzie już przybywać, ale do granic możliwości będę dbał o ich wzbogacane. Wszystko dlatego, że większość haseł poza podstawową treścią ma pod gwiazdką tysiące ciekawostek, a pod wykrzyknikami nawet takich szczególnie niezwykłych i sensacyjnych informacji.
• Czy jest pan w sposób szczególny dumny lub zadowolony z poruszenia jakiegoś konkretnego wątku?
- Tak, z dziesiątek, setek spraw. Te „poważniejsze” powstają na podstawie różnych opracowań. Trzeba często ten tekst naukowy skompilować, przyswoić, wybrać coś istotnego, ale są też takie, na przykład ze sfery obyczajowej, o lżejszym charakterze, bez poważnych źródeł. Bardzo pracochłonne są wszelkiego rodzaju zestawienia, tabele - to absolutnie moja autorska praca.
• Do haseł dochodzą też zdjęcia i grafiki.
- Obrazki są umieszczane przez cały czas. W tej chwili jest ich blisko 4 tysiące. Oczywiście, ze względu na ograniczenia serwera, mają stosunkowo skromną wielkość, jak to w encyklopedii. Staram się jednak, żeby było ich jak najwięcej. Jeśli dotarłem do 450 starych pocztówek zamojskich, to obrazki ich wszystkich są w „Zamościopedii”. Jeśli zdobyłem 50 kasowników okolicznościowych, to wszystkie tam są, podobnie jak 230 obrazów nieżyjącego malarza, do których udało mi się dotrzeć.
• Kiedy „Zamościopedia” będzie gotowa, czyli temat zostanie wyczerpany?
- To właśnie urok „Zamościopedii”, że nigdy nie będzie gotowa. Za dwa lata zabłyśnie jakiś młody artysta z Zamościa i jego nazwisko będzie musiało znaleźć się wśród haseł. W książce nie możliwe. Tu tak - technologia on line…
• A jak pana bliscy podchodzą do tego pomysłu?
- Encyklopedia była już, zanim pojawiła się żona i córki. Ma więc pierwszeństwo... z czego też, ileś tam godzin dziennie „korzysta”, tj. ja korzystam.
• Ile osób dotychczas odwiedziło stronę?
- Stronę odwiedza 50-100 osób dziennie, co może oznaczać wyświetlenie na przykład łącznie 500 haseł. „Zamościopedia” umożliwia zwrócenie się do mnie z jakąś uwagą, uzupełnieniem, sprostowaniem. W ciągu trzech lat uzyskałem setki takich dodatkowych, bezcennych informacji. To takie dodatkowe wartościowe źródło informacji.
• Komu służy „Zamościopedia”?
- Wszystkim. Przede wszystkim osobom, którym Zamość jest bliski. Wyszukiwarki internetowe tak działają, że właściwie każdy tu może trafić wpisując interesujące go słowo i przez nie wejść do „Zamościopedii”. Ponadto jest tu przeogromna masa praktycznie przydatnej wiedzy. Jak to z encyklopedią, czasami, żal mi, tak jak nikt nigdy nie pozna takich różnych fajnych rzeczy, które tam są.
• Czy w swojej pracy ma pan wsparcie na przykład ze strony urzędu miasta, czy wydziału promocji?
- Żartuje pani?! Podobnego przedsięwzięcia, do tego online, o takiej głębokości wiedzy miasta porównywalnej wielkości nie znajdzie się nigdzie. Lubię sobie pomarzyć, że jakaś zamojska firma obejmuje patronat (taka księga rekordów ma Guinnessa od piwa). To nie byłyby duże koszta. Może 20 zł dziennie. Dzięki temu byłby profesjonalny serwer, hosting, zabezpieczenia itp. Niby teraz też tak to wygląda, ale oznacza to dla mnie stałe comiesięczne wydatki, więc cały czas dokładam do interesu. A mogłaby być to ciekawa promocja...
• Wejście na stronę jest jednak bezpłatne.
- Mam aplikację na odpłatne udostępnianie. Wolałbym jednak, by tak zostało, nieodpłatnie.