Sąd Rejonowy w Białej Podlaskiej uznał 57-letniego myśliwego za winnego zastrzelenia rasowego psa mieszkanki Dubicy (gmina Wisznice). Skazał go m.in. na 3 miesiące ograniczenia wolności i zobowiązał do pracy na cele społeczne. – Jestem zadowolona z wyroku – przyznaje Anna Czeczot, właścicielka zastrzelonego owczarka niemieckiego.
Wyrok zapadł we wtorek. Sąd skazał Stanisława A., myśliwego z 30-letnim stażem, na 3 miesiące ograniczenia wolności i zobowiązał do prac społecznych w wymiarze 30 godzin miesięczne. Poza tym, ma także wypłacić Annie Czeczot 2,5 tys. zł jako tzw. naprawienie szkody. Do tego, tysiąc złotych jako nawiązkę na rzecz Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt Azyl w Białej Podlaskiej i ponad 4 tys. zł jako zwrot kosztów adwokackich i procesowych.
– Jesteśmy zadowoleni z samego faktu uznania go za winnego i skazania – przyznaje adwokat Sebastian Śniosek, pełnomocnik pokrzywdzonej. – Poza tym skazanie dla myśliwego oznacza cofnięcie uprawnień na posiadanie broni – zwraca uwagę adwokat.
Przypomnijmy, że do tego zdarzenia doszło 4 maja ubiegłego. Anna Czeczot wybrała się wówczas ze swoimi trzema psami na spacer. Psiaki pobiegły przed nią i w pewnym momencie właścicielka usłyszała strzał. Na środku pola zobaczyła leżącego owczarka niemieckiego – Lunę. W odległości ok. 70 metrów od psa stał mężczyzna. Kiedy zobaczył panią Annę, zaczął się wycofywać w kierunku samochodu, po czym odjechał, choć kobieta krzyczała, by się zatrzymał. Podbiegła do Luny, ale pies już nie żył. Kula przebiła czaszkę na wylot.
W grudniu ubiegłego roku ruszył proces Stanisława A., bo prokuratura oskarżyła go o zastrzelenie rasowego psa przy użyciu broni myśliwskiej.
– Jestem zadowolona z wyroku, oczywiście mógłby być wyższy jeżeli chodzi o ograniczenie wolności, ale zależało mi na tym aby ten pan nie mógł więcej wziąć broni do ręki. Zwierzęta same się nie obronią, a myśliwi też nie mogą czuć się bezkarni– podkreśla pani Anna, która od początku uważała że mężczyzna świadomie zastrzelił jej psa. Tymczasem, jego obrońca tłumaczył, że Stanisław A. był pewny że strzelał do dzika.
– Myślę, że kara finansowa również będzie dotkliwa. Cieszę się, że sąd potraktował to uczciwie i rzeczowo oraz bezstronnie podszedł do sprawy – podkreśla właścicielka. – Nie było moim zamiarem, aby komuś dokopać. Stała się krzywda, żyję w Dubicy 30 lat i nigdy nie spotkałam się z czymś takim, żebym nie mogła wyjść z psami na spacer po swojej łące – zaznacza kobieta. Jednocześnie, uważa ona, że myśliwi też muszą trzymać się pewnych zasad. – Tymczasem, ostatnio chyba mocno się rozluźnili w tym, a posiadanie broni to przecież duża odpowiedzialność.
Wyrok nie jest prawomocny i adwokat oskarżonego zapowiada apelację. – Z wyrokiem się nie zgadzamy, przysługuje nam środek odwoławczy – zaznacza adwokat Stanisław Gerlach. – Pan Stanisław złożył wyjaśnienia, że był przekonany że to dzik i to się nie zmieniło – dodaje.
Oskarżony tłumaczył podczas rozpraw, że pomylił psa z dzikiem uwagi na warunki atmosferyczne, bo widoczność miała być ograniczona. – Poza tym, właścicielka psa nie przestrzegała zapisów uchwały rady gminy Wisznice, która jednoznacznie wskazuje, że nie wolno puszczać psa bez smyczy poza terenem posesji. Pies powinien być pod kontrolą, a w tym przypadku był bez nadzoru – argumentował wcześniej Gerlach.
– Nie wierzyłam, że myśliwy z 30-letnim stażem nie odróżnił psa od dzika – przyznaje z kolei Czeczot.
Kobieta ma już kolejnego owczarka, ale przyznaje, że nie chodzi na spacery w tamto miejsce.