Był lekko wychudzony i osłabiony po półtoratygodniowej ucieczce ze szpitala psychiatrycznego. Podejrzany o podwójne zabójstwo zaraz po zatrzymaniu w środę wieczorem trafił do Zakładu Karnego w Rzeszowie. Policja ujawnia nowe informacje o pościgu za Bartłomiejem B. Wiadomo, gdzie się ukrywał.
– Policjanci z Wydziału Poszukiwań i Identyfikacji Osób KWP w Lublinie oraz w Rzeszowie zatrzymali go ukrytego na poddaszu pustostanu w miejscowości Żarnowa. W działaniach wsparli ich również policjanci z wydziałów kryminalnych – przekazał w komunikacie wydanym już w środę w nocy nadkom. Andrzej Fijołek, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie. Dodał, że Bartłomiej B. został przewieziony do policyjnego aresztu, gdzie przeszedł badania lekarskie, a później do więzienia w Rzeszowie.
– Teraz jest już w rękach służby więziennej i to oni podejmą decyzję o dalszym losie zatrzymanego – powiedział nam w czwartek przed południem Fijołek.
Z siekerą na brata i ojca
Przypomnijmy. Bartłomiej B., podejrzany o zabójstwo ojca i brata uciekł ze szpitala w Radecznicy nocą z niedzieli na poniedziałek (6/7 października). Trafił tam pod koniec września po próbie samobójczej. Samookaleczenia dokonał w Zakładzie Karnym w Zamościu, gdzie przebywał od lipca.
Wtedy został tymczasowo aresztowany jako podejrzany o zabójstwo. Wcześniej w jego rodzinnym domu we wsi Zagumnie pod Biłgorajem znaleziono martwego 45-latka i ciężko rannego 65-latka – brata i ojca Bartłomieja B. Starszy z mężczyzn zmarł w szpitalu po dwóch miesiącach w śpiączce. Obaj zostali zaatakowani siekierą.
Uciekł, bo strażnicy spali
Jak ustaliliśmy i pisaliśmy kilka dni temu w wydaniu internetowym, mężczyzna zdołał uciec ze szpitalnej sali, bo nadzorujący go strażnicy po prostu spali. Wyszedł niepostrzeżenie do łazienki, tam odgiął kraty w oknie i wyskoczył.
Doszło do tego, jak wynikało z naszych nieoficjalnych ustaleń, ok. godz. 3 w nocy, ale służba więzienna zorientowała się, że mężczyzny nie ma, dopiero ok. godz. 7. Co istotne, było już jakiś czas po zmianie służby dozorującej.
Dopiero wtedy poinformowano policję. Dopiero wtedy zaczęły się poszukiwania Bartłomieja B. Mężczyzna miał więc kilka godzin na to, aby się oddalić. Ostatecznie, jak się okazuje, zdołał pokonać długą drogę. Wieś Żarnowa w województwie podkarpackim jest położona przeszło 140 km od Radecznicy.
Policjanci deptali mu po piętach
W akcję poszukiwawczą zaangażowano setki policjantów z komend w Zamościu, Biłgoraju, Lublinie, ściągnięto też posiłki z innych województw. Użyto śmigłowców, dronów, psów tropiących, na drogach organizowano posterunki blokadowe.
Działania prowadzono od początku w powiecie zamojskim i biłgorajskim, ale z czasem również na Podkarpaciu. Służba więzienna delegowała do poszukiwań ok. 20 funkcjonariuszy dziennie. Z kamerami noktowizyjnymi poszukiwania wspierałą straż graniczna.
Z naszych informacji wynika, że policjanci już od kilku dni wiedzieli, że Bartłomiej B. po ucieczce nie targnął się na swoje życie, choć taka hipoteza była na początku brana pod uwagę, ale ukrywając się w lasach, różnych odludnych miejscach, przemieszczał w kierunku Podkarpacia, gdzie ostatecznie wpadł. Podobno był bardzo zaskoczony.
– Przemieszczał się głównie lasami. Jeśli wychodził na drogi, to raczej nocą, schronienia szukał w miejscach odludnych, np. jakichś stodołach, śmietnikach czy pustostanach, jak ten, w którym go znaleźliśmy. To stary, drewniany domek, w którym było sporo ubrań, więc w momencie zatrzymania mężczyzna miał już na sobie zmienioną odzież – opowiada w rozmowie z nami Andrzej Fijołek.
Zdradza, że sygnałów od ludzi, którzy w różnych miejscach widzieli Bartłomieja B. policja otrzymała kilkadziesiąt. Na pewno co najmniej jedną noc spędził w Rzeszowie, z którego ruszył ku granicy ze Słowacją. Po zatrzymaniu przyznał policjantom, że zamierzał uciec do Włoch. Był zdesperowany. Za wszelką cenę chciał uniknąć kary, jaka mu groziła.
Winni będą ukarani?
Po ucieczce Bartłomieja B. ze szpitala wszęto śledztwo. Prokuratura Okręgowa w Zamościu prowadzi je w kierunku niedopełnienia obowiazków przez strażników więziennych. Tym, którzy „zawalili” grozić może nawet do 3 lat więzienia. Ponadto wobec strażników, których zadaniem było pilnowanie aresztowanego, ich przełożeni wszczęli postępowanie dyscyplinarne. Może zakończyć się naganą albo wydaleniem ze służby. Póki co zostali zawieszeni w czynnościach.
Konsekwencją ucieczki groźnego przestępcy (Bartłomiej B. przyznał się do zabójstwa brata i ojca) jest też zeszłotygodniowa dymisja płk. Piotra Burak, dyrektora okręgowy SW w Lublinie. Decyzją ministra sprawiedliwości, na wniosek dyrektora generalnego SW, w piątek (10 października) został odwołany ze stanowiska, które zajmował od lipca zeszłego roku.
Bartłomiejowi B. grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.