Razem uciekły z Ukrainy, razem pokonały setki kilometrów przez Polskę, ale zdecydowały się rozstać. Ola Lebedenko została w Lublinie, by być wolontariuszką. Jej mama, siostry i kuzynki ruszyły w dalszą podróż, do Holandii.
Ja i cała żeńska rodzina wróciłyśmy ze Starej Morawy do Lublina, na Liliową 5 do Oli Adamowicz. Moje najbliższe osoby nazajutrz wyjeżdżają do Holandii. Bo tam Ola znalazła wolontariuszy, którzy udzielą im pomocy. Mam świadomość, że przed nami ostatnia, wspólna, rodzinna noc. Gdy minie, a one wyjadą, będę już zupełnie sama. Moje krewne również to rozumieją.
Tego, co teraz czuję, nie da się porównać z niczym. Przepełnia ich smutek, bo rozłąka jest nieunikniona. Ale jest też radość, że wszystkie będą razem, u krewnych. Ale co teraz każdą z nas czeka?
Kiedy zdajesz sobie sprawę, że przed tobą tak długa rozłąka, chcesz jak najlepiej przeżyć każdą minutę razem.
Patrzymy sobie w oczy i nie jesteśmy w stanie nic powiedzieć, nie umiemy ze sobą rozmawiać. Teraz jest nas wszystkich 9, a jutro ich będzie 8, a ja jedna.
Mogłabym z nimi pojechać. Ola Adamowicz ma możliwości znalezienia w Holandii miejsca także dla mnie. Ale nie decyduję się. Bo jadąc, pomogłabym ośmiu osobom z mojej rodziny, a zostając, pracując jako wolontariuszka, mogę pomóc setkom ludzi, uchodźców. Ta myśl motywuje mnie do pozostania z Lublinie.
Siedzimy z rodziną przy stole, jemy. Chcę, żeby czas się wydłużył, aby nasze rodzinne więzy i bliskość trwały. Nagrywam jeszcze rodzinny film, razem go oglądamy. Każda z nas płacze.
Nadchodzi noc. Kładziemy się na materacach w garażu Oli. Jest ciepło, czysto, dużo ludzi i zwierząt. Kładziemy się wszystkie blisko siebie, ja jestem między siostrami. Całą noc trzymamy się za ręce.
To jak łańcuch rodzinny, którego nikt nigdy nie zerwie. To poczucie jedności, wielkiej rodzinnej miłości i głębokiego zrozumienia. Rozłąka jest nieunikniona.
Rano budzimy się zapłakane, nasze oczy są spuchnięte od łez. Rozumiemy, że ten dzień nadszedł. Nie możemy go odkładać i opóźniać. Moja rodzina musi iść dalej. Przyjechał autobus, który zabrał ludzi do Holandii. Jest bardzo wygodny, czuję, że moja rodzina jest bezpieczna i w dobrych rękach. Ale wciąż czuję, jak moje serce pęka na kawałki. Sama go rozrywam, chociaż bardzo boli mnie chęć podarowania kawałka wszystkim członkom mojej rodziny.
To trudne rozstanie dla nas wszystkich, bo wszystkie rozumiemy, że długo się nie zobaczymy. Moja głowa jest jak we mgle, nie widzę nic poza autobusem, który odjeżdża i zabiera moją rodzinę. Bardzo trudno mi to zrozumieć.
Okazuje się, że wszystko, czego w życiu potrzebujesz, można spakować w jeden plecak, a każdego kogo kochasz wziąć w dłonie.... Został mi tylko plecak...
Ciąg dalszy nastąpi.