Lech Wałęsa, były prezydent RP: Odpowiedzialność za kraj zobowiązuje do pójścia na wybory.
Jan Tomaszewski
Odkąd tylko mogę głosować, nie opuściłem jeszcze ani jednych wyborów. I jutro też nie zamierzam. Bo przez najbliższe cztery lata -- zakładając, że tyle przetrwa najbliższy Sejm -- będę mógł otwarcie komentować działania posłów. Wkurza mnie, jeśli ktoś mówi narzeka na parlamentarzystów, ale w trakcie wyborów umywa ręce. Krytykować można dopiero wtedy, gdy się odda głos. Not. (MB)
Krzysztof Cugowski
Po wyborach wiele osób narzeka, że nie jest tak, jakby chcieli. A na wybory nie chciało im się pójść. To niekonsekwencja. Jeżeli potem do kogoś mamy mieć pretensje, to wybierzmy kogoś innego. Bo tak samo może pomyśleć wiele innych osób. I wtedy nasz głos nie będzie jeden, będzie ich więcej. A więcej może naprawdę wiele. Not. (MB)
Katarzyna Grochola
Jeśli my nie będziemy podejmować takich decyzji, to zrobi się puste miejsce i ktoś podejmie decyzję za nas. Mam nadzieję, że 21 października frekwencja będzie olbrzymia. Not. (MMD)
Beata Kozidrak
Dlaczego będę głosować? Bo chcę, żeby w naszym kraju było dobrze. I nie można mówić, że nasz głos jest tylko jeden, bo takich pojedynczych głosów są miliony. Może to patetyczne, że udział w wyborach to nasz patriotyczny obowiązek. Ale my w tym kraju żyjemy i od nas zależy, jaki on będzie. Liczę, że tę świadomość będą mieli zwłaszcza młodzi ludzie. I pójdą do urn, żeby wybrać swoją lepszą przyszłość. Not. (MB)
Joanna Liszowska
Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Ktoś może powiedzieć, że jak nie pójdzie na wybory, to nic się nie stanie. Ale jak podobnie zrobi dziesięć, sto, tysiąc osób, to wtedy zmarnuje się masę głosów. Nie można zlekceważyć wyborów. Dlatego ja w niedzielę oddam swój głos. Not. (ARLE)
Joanna Szczepkowska
Powiem krótko: trzeba iść na wybory, bo to jest po prostu odpowiedzialność za własny kraj.
Not. (MMD)
Krzysztof Wiejak
Chodzę na wybory, bo to prawdziwa przyjemność i trochę magiczna czynność. Z przyjemnością patrzę, jak pani lub pan z komisji wyborczej bierze mój dowód osobisty, wyszukuje moje nazwisko w spisie wyborców, odhacza je, podaje mi długopis do podpisu i wydaje kartę do głosowania. A potem, już za kotarą, powoli, bez pośpiechu przeglądam nazwiska kandydatów. Wyszykuję tego mojego, stawiam krzyżyk i karta ląduje w urnie. Trwa to wszystko raptem 2-3 minuty, ale trudno mi wyobrazić sobie tę niedzielę bez tej drobnej przyjemności. Mówi się, że wybory to święto demokracji. Świętujmy więc, bo następna taka okazja dopiero 4 lata (chyba). Not. (MB)