Trzy pytania do Joanny Muchy, lubelskiej posłanki Platformy Obywatelskiej.
• Borys Budka został nowym szefem PO. Czy zaskoczyły Panią rozmiary jego wygranej?
– Spodziewałam się, że będzie to wygrana w pierwszej turze. Ale muszę przyznać, że zaskoczył mnie dramatycznie niski wynik, jaki otrzymał Tomasz Siemoniak. Szacowałam, że zdobędzie co najmniej dwa razy więcej głosów. Uważam, że to jest świadectwo wystawione poprzedniemu zarządowi, bo Tomek był bardzo silnie związany i współpracował z Grzegorzem Schetyną. To sygnał ze strony ludzi Platformy, jak oceniają poprzednie przywództwo.
• Kilka dni przed wyborami zrezygnowała Pani z ubiegania się o przywództwo w partii, udzielając poparcia Borysowi Budce. Dzisiaj nie żałuje Pani tej decyzji?
– Nie żałuję i cały czas uważam, że uzyskałabym dobry wynik. Ale uważam też, że najważniejsze w tej konkretnej chwili było to, aby te wybory rozstrzygnęły się w pierwszej turze. Oczywiście, że zostaje pewien żal, bo gdyby nie nadchodzące wybory prezydenckie, to chciałabym zostać do końca w tym wyścigu i poddać się demokratycznemu osądowi partyjnych koleżanek i kolegów. Ale to był moment, w którym trzeba było schować własne ambicje i zrobić to, co najważniejsze.
• W kuluarach mówi się, że po wygranej Borysa Budki może pani zostać wiceprzewodniczącą partii. Liczy Pani na taką propozycję?
– Mamy z Borysem dogadane to, czym się będę zajmowała. To są rzeczy, które były dla najbardziej istotne. Ja nigdy nie byłam osobą, która by zabiegała o jakieś stanowiska i funkcje. Bardziej zależy mi na tym, żeby czuć sens swojej roboty i tak na pewno będzie teraz. Tak czy inaczej, wszystkie decyzje dotyczące zagospodarowania mnie, będą podejmowane po wyborach prezydenckich. Teraz wszyscy wchodzimy do sztabu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i zaczynamy mocno pracować na rzecz jej kampanii.