Nie udało się nam przekonać ludzi, że to ważne wybory - przyznają politycy. Wyborami do Parlamentu Europejskiego zainteresowała się garstka ludzi. Na Lubelszczyźnie do godz. 18 głosowało 16,63 proc. uprawnionych.
O tym, że politycy nie byli w stanie zachęcić wyborców mówi też Krzysztof Michałkiewicz, poseł i lider PiS na Lubelszczyźnie. - Tymczasem coraz więcej spraw dotyczących Polski rozstrzyga się w Brukseli - podkreśla.
- Od wielu tygodni ludziom wmawia się, że zainteresowanie wyborami będzie małe, a jak małe to znaczy, że nie warto się tym zajmować - oceniał prof. Władysław Bartoszewski, były minister spraw zagranicznych. - W kampanii za mało było merytorycznych informacji dotyczących działania instytucji unijnych. Za dużo natomiast przepychanek między listami, partiami, grupami, wymyślania sobie, wytykania błędów, a to nikogo w Europie nie obchodzi.
Słabe zainteresowanie wyborami to nie tylko nasza specjalność. W całej Unii coraz mniej osób chodzi do urn. W 1979 roku frekwencja wyniosła 62 proc., w ostatnich wyborach już tylko 46. Pięć lat temu frekwencja w kraju i na Lubelszczyźnie wyniosła nieco ponad 20 proc.
Wyniki wyborów poznamy najprawdopodobniej w poniedziałek po południu. Z lubelskiego startowało 97 kandydatów z 10 komitetów. Ilu dostanie mandaty, zależy właśnie od frekwencji. Większość obserwatorów ocenia, że możemy spodziewać się 2-3 mandatów. (SAD)