Trzydzieści lat temu to każdy odbiorca stał przy grządce i czekał, kiedy "jego” tulipan zakwitnie - śmieją się Samborscy. - Dziś czasy inne. A i z tulipanów się nie wyżyje.
Obydwoje są z Wąwolnicy. Pobrali się w 1978 r. Najpierw uprawiali trochę tulipanów, nieco warzyw.
- Kiedyś uważałem, że iść 10 minut do swojego pola, to za długo - mówi Grzegorz. I dlatego dom pobudował na środku swojej ziemi.
- Był wtedy duży popyt na wszystko i mit badylarza - dodaje Elżbieta.
On mówi, że spóźnił się o dekadę z robieniem pieniędzy, ale i tak udało mu się ten dom postawić w trzy lata po ślubie. Tak zarobił na kwiatach i warzywach.
- Wtedy tyle tego było, co się na plecach wyniosło z pola, ale i szły za tym pieniądze - wspomina Grzegorz. Dziś ma 15 hektarów, niedawno dzierżawił dodatkowe 15 i z forsą ciągle ciężko.
Suche bukiety
- Mamy pięcioro dzieci. - Czworo na uczelniach, jedno chodzi do szkoły. Córka kończy studia w Paryżu. Trzeba ich utrzymać, wysyłać im pieniądze, to jest spore obciążenie - nie ukrywa Grzegorz. - Ona we Francji za 1000 euro się nie utrzyma, a ja, żeby to zarobić, muszę harować jak wół.
- On zawsze szukał czegoś nowego - mówi o mężu Elżbieta. - Zimy są długie, jest czas przemyśleć. Wydzierżawił ziemię i przestawił całe gospodarstwo.
Są po tej stronie Wisły jedynymi producentami kwiatów i roślin na suche bukiety. Dziś jednak eldorado się skończyło. Nie ukrywają, że dolar jest za mocny i już się to wszystko tak nie opłaca.
- Produkowałem tylko surowiec niefarbowany. Nie nadążałem za popytem. Robiłem na przykład 100 tysięcy pęczków zboża, a odbiorca chciał milion. Jeden potrzebował tonę suchołuski, inny chciał 20 ton zatrwianu. Wydajność - 2-3 tony z hektara, to ja musiałbym tylko dla niego przeznaczyć z 15 hektarów.
Popyt na Zachodzie
- Opowieści o uczciwości zachodnich odbiorców są mitem - twierdzą obydwoje. - Potrafią nie rozliczyć się, nie odebrać towaru, albo raptem zmienić zapotrzebowanie, bo jest inna moda i zostaje się na lodzie, bez pieniędzy i ludziom wynajętym nie ma z czego zapłacić.
- To mnie kosztuje tyle nerwów, ale trzeba sobie jakoś radzić - irytuje się Elżbieta.
Zaczęli sami robić koszyczki, snopki, wianki, a przed Bożym Narodzeniem choinki. Ona wstaje zaraz po trzeciej nad ranem, ładuje towar i jedzie - do Kazimierza, do Gorzowa Wielkopolskiego, Warszawy. Jest bez przerwy w Lublinie, ale tu rynek marny. Nie ma porównania do kraju po drugiej stronie Wisły. Na 17 odbiorców tylko dwóch było ze wschodniej Polski.
- Teraz robimy trochę dla Kanadyjczyków, dla Szwedów, Niemców. Tam jest duży popyt na to, co naturalne, a najmodniejszy ostatnio jest len.
Uczciwość
Pod dachem, ale na słońcu suszą się wiązki lnu.
- Samych roślin na suche bukiety jest ze 150 gatunków - wyjaśnia Grzegorz. - Są jednoroczne, dwuletnie, byliny. Jedne trzeba suszyć w ciemnym miejscu, inne w jasnym, jeszcze któreś w czarnych namiotach. Później się czyści, sortuje. Przy tych ilościach, jakie my mamy, to się robi ręcznie.
- Wczoraj farbowałam na brąz. Nie byłam zadowolona. Ale rano przyjrzałam się i jest dobrze. Nie lubię tego robić. Męczące. Farba gorąca, paruje, wszystko to wdycham - otrząsa się Elżbieta.
- Ktoś mi powiedział, że trzeba jeść małymi łyżkami, żeby się nie udławić. Tak jest z odbiorcami. Na tych małych można bardziej liczyć. Jak duży cię wykiwa, to leżysz. Jak jeden mały oszuka, to jeszcze jakoś się wygrzebiesz.
Co jest modne
W piwnicy zrobili pracownię. I robią na przykład choinki. Z kanaru, zboża, trawy. Albo wianki, z laseczkami cynamonu, z owocami, czasem złocone. W 12 godzin we dwoje zrobią 50 choinek. W 2-3 dni uplotą 50 koszyków.
- Ceny? Różnie - mówi Grzegorz. - Snopki po 12-
15zł, koszyk od 10 zł. Na naszym rynku uważają, że to za drogo. Na zachodzie Polski biorą jak ciepłe bułeczki, w Kazimierzu kupują ci z Warszawy, na Targach Dominikańskich wszyscy.
Elżbieta mówi, że moda na wyroby z surowca naturalnego jest w Europie. U nas raczej nie.
- Kolorystyka się zmienia - dodaje. - Trzeba śledzić, co jest modne w ubraniach i takie barwy będą obowiązywać w dekoracji. Zresztą, wiosną zawsze zieleń i żółć, jesienią brązy, zimą złoto. Kiedyś ludzie chcieli tylko naturalne suszki, dziś w 90 procentach trzeba farbować.
Piękne zbiory
Zaraz zaczną się zbiory. Trzeba będzie zatrudnić trochę ludzi. Samborscy idą w pole i patrzą, na co w tym roku można liczyć.
- Wierzba bardzo ładnie się przyjęła. I len pięknie rośnie. O tam, na zagonach, czarnuszka, jaka piękna. Przy miedzy miechunka. U nas nie każdy ją lubi bo jest dość zaborcza, ale na suszki świetna - wyjaśnia Elżbieta.
- Na życie trzeba mieć pomysł - dodaje Grzegorz. - Każdy jest dobry, jak można się z niego utrzymać. To ciężka praca, ale chyba ją lubimy.