W środę wieczorem na jednej z opuszczonych posesji we Wronowie pojawiły się przedstawicielki Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, policja oraz weterynarz. Na miejscu znaleziono padłe kozy. Wstępne oględziny wskazują na zagłodzenie.
Gdy informacje o złym traktowaniu zwierząt na jednej z posesji we Wronowie (gm. Końskowola) dotarły do działaczek puławskiego oddziału TOZ, jeszcze tego samego dnia, udały się na miejsce. W środę wieczorem w budynkach gospodarczych znalazły 4 padłe kozy i 2 żyjące. Na podwórku biagały także kilka małych psów. Z relacji sąsiadów wynikało, że kóz na tym podwórku w przeszłości było więcej, a odgłos szczekania dobiegał do niedawna także z opuszczonego domu.
Działaczki prozwierzęcej organizacji wezwały na miejsce policję. Funkcjonariusze powiadomili o sytuacji gminnych urzędników, którzy przysłali do Wronowa weterynarza. Ten zabrał ocalałe kozy do siebie. Według jego oceny, przyczyną śmierci pozostałych mogło być zagłodzenie.
- Nie możemy tego wykluczyć. One mogły umrzeć z powodu niedożywienia lub braku dostępu do wody. Zwierzęta nie były ponadto oznakowane i zgłoszone do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Przyczynę ich śmierci poznamy po zakończeniu badań sekcyjnych - mówi Jacek Krasucki, doktor weterynarii świadczący usługi na rzecz gminy Końskowola.
Tymczasem kobiety z TOZ-u liczyły na to, że w asyście policji będą mogły wejść do niezamieszkałego domu stojącego na podwórku.
- Bardzo nam zależało nam tym, żeby sprawdzić, czy wewnątrz nie znajdują się inne zwierzęta, które mogły potrzebować pomocy. Niestety, policjanci zabronili nam wchodzić do środka. Sami również tego nie robili. Po kilku godzinach czekania, postanowiłyśmy same odszukać właścicieli posesji - opowiada Violetta Sandomierska, jedna z działaczek prozwierzęcej organizacji.
Z ustaleń TOZ-u wynikało, że osoby posiadające klucze mogą przebywać w Bochotnicy. Późnym wieczorem udały się na miejsce. Tam dowiedziały się, że kobieta sprawująca opiekę nad zwierzętami we Wronowie mieszka w Puławach. Zgodziła się przyjechać i otworzyć dom. Wewnątrz znajdował się wystraszony pies. Za namową wolontariuszek kobieta zabrała go do swojego mieszkania.
Dzisiaj wiemy już, że towarzystwo podejmie próbę przekonania właścicieli do zrzeczenia się praw nad pozostałymi psami, które zostały we Wronowie. - Chcemy je stamtąd zabrać jak najszybciej. Myślałyśmy, że zajmie się tym gmina, ale tak się nie stało. Gdy staniemy się ich właścicielami, poszukamy dla nich nowych domów - zapowiada Violetta Sandomierska.
- Bezduszność ludzi nie zna granic. Zagłodzone zwierzęta na śmierć. Nie wiem nawet jak te obrazy skomentować - mówi Janusz Próchniak ze stowarzyszenia "Zielone Powiśle", który uczestniczył w interwencji we Wronowie. - Na prywatnej posesji niezamieszkałej od kilku miesięcy zostały pozostawione na pastwę losu zwierzęta. Bez należytej opieki i dostępu do żywności - dodaje, dziękując paniom z towarzystwa za skuteczne działanie na rzecz zwierząt.
Niestety to jeszcze nie koniec tej sprawy. Istnieją podejrzenia, że osoby zamieszkujące w przeszłości wskazaną posesję, dopuszczali się nielegalnego zakopywania trucheł zarówno na podwórku, jak i w jego bezpośrednim otoczeniu. Takie działanie stanowiłoby wykroczenie, za które grozi mandat do tysiąca złotych. W sprawie naruszenia ustawy o ochronie zwierząt własne działania podejmuje policja. Przesłuchiwani są świadkowie. Jak dotąd nikomu nie postawiono zarzutów.