Chcemy rozmawiać z mieszkańcami i uświadamiać ich, czym jest LGBT. Walczymy z uprzedzeniami. Nie jesteśmy żadną subkulturą - tłumaczyły organizatorki pierwszej "tęczowej" manifestacji w Puławach. Na spotkanie z nimi wyszli puławscy kibice, narodowcy oraz kółko różańcowe.
Plac F. Chopina w Puławach w niedzielę stał się polem dyskusji pomiędzy grupami wyrażającymi skrajnie odmienne poglądy społeczne. Z jednej strony placu stanęli ubezpieczani przez funkcjonariuszy z prewencji, organizatorzy wydarzenia, nie-heteroseksualni młodzi mieszkańcy Warszawy. Po przeciwnej stronie pojawili się puławscy narodowcy i kibice, a kilka kroków dalej zgromadziła się grupa katolików, odmawiająca różaniec.
"Nie jesteśmy subkulturą"
O tym, co dwudziestolatki z Warszawy robią w Puławach opowiada Nadia Kłos, jedna z organizatorek wydarzenia. – Rada miasta przyjęła stanowisko mówiące o tym, że Puławy są wolne od ideologii, czy subkultury LGBT. Uważam, że to może wynikać z uprzedzeń oraz niewiedzy. Dlatego chcemy dzisiaj rozmawiać z mieszkańcami, wyjaśniać sporne kwestie i pokazać, że nie jesteśmy żadną subkulturą. Jesteśmy normalnymi ludźmi i nie wyznajemy żadnej ideologii. Łączy nas jedynie podobna tożsamość i orientacja seksualna – tłumaczy młoda kobieta.
Jak przyznaje, Puławy zostały wybrane na pierwsze miasto cyklu podobnych spotkań o nazwie Queer Tour także z uwagi na to, że inicjatywę poparły osoby z tego miasta, które zaoferowały im pomoc w organizacji tego wydarzenia.
LGBT+. Co oznacza ten skrót?
Manifestanci zachowywali się spokojnie, ale także dość biernie. Mimo nagłośnienia, nie skandowali żadnych haseł. Próbowali rozdawać przygotowane ulotki oraz naszywki, ale zainteresowanie ich stoiskiem było niewielkie.
– Z jednym panem udało mi się porozmawiać przez 2 minuty, dopóki nie przyszli jego koledzy i zaczęli mnie przekrzykiwać. Każda taka rozmowa to jest jednak pewien sukces i cel naszej wizyty. Uważam, że byłoby ich więcej, gdyby nie kontrmanifestanci. Niektórych ich obecność mogła odstraszać – przyznaje Anna Urbanek, kolejna z organizatorek Queer Tour'u.
Jak przyznają inicjatorki akcji, jej celem jest także edukacja o tym, czym jest LGBT+. – To są lesbijki, geje, biseksualiści i osoby transpłciowe. Plus oznacza natomiast osoby Q, czyli zastanawiające się nad swoją identyfikacją seksualną, I - osoby interpłciowe, których ciała nie wpisują się w binarny podział na męskie i żeńskie, A - osoby aseksualne, i P - osoby zakochujące się w innych bez względu na ich płeć – wyjaśnia Nadia Kłos.
Przeciwko "milczącej akceptacji niechęci"
Młode manifestantki zyskały wsparcie "etatowych" uczestników puławskich protestów. Nagłośnieniem zajął się Bogdan Ambrożkiewicz z "Obywateli RP". – Każda dyktatura zaczyna się od agresji na grupy słabsze, a osoby LGBT łatwo napiętnować. Dlatego ich wspieramy. To jest sprzeciw także wobec obozu rządzącego, który milcząco akceptuje niechęć i nietolerancję wobec takich osób – tłumaczy. Ulotki pomagała rozdawać natomiast Maryla Malinowska, pojawiająca się na wszelkich lokalnych manifestacjach z równą regularnością.
Zdecydowaną większość "publiczności" stanowili jednak oponenci tego wydarzenia, przedstawiciele środowisk narodowych i kibice, wśród których znaleźli się także puławscy sportowcy i samorządowcy. Nie brakowało także zwyczajnych mieszkańców sceptycznie nastawionych wobec "tęczowego" stoiska.
"Takie akcje nie są przyjazne"
– Odmienna orientacja seksualna nie jest niczym nowym. Ona była, jest i będzie, ale drażni mnie wywyższanie i demonstrowanie tego. Sprzeciwiam się temu, więc według nich jestem pewnie homofobem i nazistą. A ja uważam tylko, że nie powinno się drwić z symboli państwowych i religijnych, obrażać innych ludzi. Oni, ich środowisko to robi i nie ponosi z tego tytułu żadnej odpowiedzialności – mówi pan Łukasz. – Poza tym Puławy są ładnym, zielonym i przyjaznym miastem, a takie akcje jak ta przyjazne nie są i gromadzą więcej przeciwników, niż zwolenników – dodaje.
Kontrmanifestanci zapewniają, że nie zrobią nikomu krzywdy. – Ale nie podoba nam się ta manifestacja i nie chcemy, żeby ktoś do nas przyjeżdżał z obcego miasta, narzucał nam swoją ideologię i wchodził nam "na głowę" – mówi Konrad Teper. Z kolei Oliwia Bernat oraz jej znajomi, na plac zabrali własne ulotki. – Dlatego, że wiele spraw dotyczących osób homoseksualnych jest przemilczana. Chodzi np. o ich związki z pedofilią, wyższą umieralnością, chorobami zakaźnymi itd. – wymienia.
Różaniec za zmanipulowanych
Kolorytu całemu zgromadzeniu dodali członkowie kółka różańcowego, którzy w ciszy modlili się do Matki Bożej. Jedną z nich jest pani Anna.
– Wychowujemy dzieci i wnuki w duchu religii katolickiej i chciałabym, żeby to uszanowano. Nas, mieszkańców Puław, nie trzeba uświadamiać. To, co robią te młode osoby, to nie jest nauka, tylko jej przeciwieństwo. Ktoś nimi manipuluje. Stoją za tym ludzie, którym zależy na zniszczeniu tradycyjnego społeczeństwa – ocenia puławianka. – Nam pozostaje modlitwa, to jest nasza jedyna broń – dodaje.
Soros nie pomaga
Manifestantki podkreślają z kolei, że ich akcja jest inicjatywą oddolną, finansowaną z internetowej zbiórki, a zwrot "chcemy, żebyście zostały/li naszymi Sorosami" na ich facebookowym profilu był żartem. – Prawicowe media piszą o tym, że za wspieraniem LGBT stoi miliarder George Soros, więc zdobyłyśmy się na taki żart. Oczywiście żadnych pieniędzy od niego nie dostałyśmy – zapewniają inicjatorki Queer Tour'u.
Które miasto homoseksualna ekipa ze stolicy odwiedzi w następnej kolejności? Tego na razie nie zdradzają. – Proszę śledzić nasze social media – zalecają.